Po południu czasu lokalnego zmęczonych pasażerów zaczęto ewakuować z hali przylotów lotniska. Po podróżnych przyjechały autobusy podstawione przez władze tajlandzkich lotnisk (AOT). Od wtorku wieczorem na okupowanym przez zwolenników opozycji lotnisku koczuje ponad 3 tys. pasażerów. Wcześniej w środę do wieży kontroli lotów portu Suvarnabhumi wdarli się zamaskowani członkowie opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD). Z kolei zwolennicy rządu mają w środę zorganizować w stolicy wiec poparcia dla premiera Somchaia Wongsawata. Antyrządowi demonstranci mają zamiar pozostać na międzynarodowym lotnisku do dymisji premiera Somchaia. Jak poinformowano, zażądali oni od linii lotniczych, by pytały ich o pozwolenie na starty i lądowania. Według wcześniejszych doniesień, odwołano wszystkie środowe loty. Na lotnisku Suvarnabhumi doszło też do serii niewielkich wybuchów, w których rannych zostało kilku zwolenników PAD. Eksplozje nastąpiły też na innym lotnisku, gdzie gromadzą się przeciwnicy i zwolennicy rządu - krajowym porcie pod Bangkokiem Don Muang. Granat rzucono w kierunku zwolenników opozycji; kilka osób odniosło obrażenia. Ładunki wybuchowe eksplodowały też w tłumie zwolenników rządu, zgromadzonych na drodze prowadzącej na lotnisko. Na lotnisku Don Muang znajduje się tymczasowa siedziba rządu, ponieważ ta właściwa jest okupowana od końca sierpnia przez przeciwników politycznych premiera. We wtorek w stolicy Tajlandii doszło do starć zwolenników premiera Somchaia z jego przeciwnikami. Obrażenia odniosło 11 ludzi. Opozycja oskarża zaprzysiężonego 25 września na stanowisku premiera Somchaia, że jest sterowany przez byłego szefa rządu, a prywatnie swojego szwagra Thaksina Shinawatrę, obalonego w 2006 roku w rezultacie wojskowego zamachu stanu. Thaksin Shinawatra został w ubiegłym miesiącu skazany przez sąd w Bangkoku na dwa lata więzienia za złamanie prawa o konflikcie interesów. Ciąży na nim kilka innych zarzutów o korupcję.