"Na pewno nie działał sam. To jest siatka" - powiedział w środę komendant główny policji Somyot Poompanmoung. Na podstawie nagrania z monitoringu śledczy uważają, że bombę zdetonował młody mężczyzna w żółtym t-shircie. Podejrzanego widziano, jak z plecakiem wchodził na teren świątyni Erawan, a wychodził już bez niego. Policja udostępniła zdjęcia mężczyzny z plecakiem i bez i zwróciła się do opinii publicznej z apelem o wszelkie informacje na temat podejrzanego. Rzecznik policji Prawut Thawornsiri poinformował w środę w telewizji CCTV, że mężczyzna podejrzany o dokonanie zamachu bombowego może być obcokrajowcem. Dodał, że został wystawiony za nim list gończy. Thawornsiri poinformował także, że policja poszukuje dwóch innych mężczyzn widocznych na nagraniu monitoringu, którzy - według służb - mogli brać udział w zamachu. "Osoba w czerwonym i osoba w bieli są także podejrzane" - powiedział rzecznik policji, odnosząc się do dwóch mężczyzn zarejestrowanych przez kamery monitoringu tuż obok poszukiwanego zamachowca. Jak informuje portal BBC News, świątynia Erawan została już otwarta. Do tej pory żadna organizacja nie przyznała się do zamachu. Władze nie obarczyły też na razie żadnej grupy odpowiedzialnością za atak bombowy, który ich zdaniem miał zaszkodzić gospodarce. Według dowódcy armii generała Udomdeja Sitabutra nie przypomina on pod względem taktyki ataków separatystów z południa Tajlandii. Tymczasem we wtorek miał miejsce inny incydent; ładunek wybuchowy został rzucony na nabrzeżu w Bangkoku. Nikt nie został ranny, ale władze nie wykluczyły, że incydenty mogą być powiązane. W 2014 roku drastycznie spadła liczba turystów w Tajlandii z powodu wielomiesięcznych protestów antyrządowych, a następnie zamachu stanu; turystyka generuje ok. 10 proc. PKB Tajlandii.