Paveenut Supolwong, zwana jako Ammy, "zwykle ma lekki sen, ale podczas drzemki, kiedy zabójca wpadł do sali z dziećmi i zaczął mordować, nasza córeczka mocno spała pod kocem, zakrywającym całą twarz" - powiedzieli jej rodzice. Masakra w Tajlandii. Były policjant zamordował dzieci w przedszkolu Ammy była jedynym dzieckiem w przedszkolu, które przeżyło masakrę, do jakiej doszło w czwartek 6 października w mieście Uthai Sawan w prowincji Nong Bua Lamphu w Tajlandii. 34-letni były policjant, uzbrojony w broń i nóż, wtargnął do przedszkola po południu. - Najpierw zastrzelił pięciu pracowników. Wśród nich była nauczycielka w ósmym miesiącu ciąży. Słysząc strzały, myśleliśmy, że to fajerwerki - powiedziała mediom urzędniczka Jidapa Boonsom, która pracowała w sąsiednim biurze. Po ich zastrzeleniu napastnik sforsował drzwi do zamkniętego pokoju, w którym spało ponad 20 dzieci. Z doniesień świadków wynika, że zabił je za pomocą noża. Po zbrodni sprawca wrócił do domu. Po drodze zabił jeszcze dwoje kolejnych dzieci i dziewięć osób dorosłych, w tym swoją żonę i syna. W trakcie ucieczki przed policją strzelał do przechodniów z samochodu. Na końcu sam popełnił samobójstwo. Dyrektorka przedszkola poinformowała, że atak przeżyło tylko jedno dziecko. Tragedię przeżyła jedna dziewczynka Rodzina dziewczynki twierdzi, że dziewczynka nie pamięta koszmaru. - Po całej tragedii do budynku weszli policjanci. Zobaczyli Ammy w rogu klasy. Jeden z funkcjonariuszy przykrył jej głowę kocem, aby nie widziała ciał zamordowanych koleżanek i kolegów - powiedzieli rodzice ocalałej. Na początku rodzina nie wiedziała, jak przekazać Ammy wieść o masakrze. Trzylatka cały czas dopytywała o swojego najlepszego przyjaciela, który nie przeżył ataku. - To babcia powiedziała jej, że wszyscy przyjaciele i nauczycielka zginęli, a przedszkole jest zamknięte - tłumaczy mama. Dodała, że dziewczynka chce iść znów do przedszkola, ale codziennie trzeba jej powtarzać to samo. - Jest za młoda, by zrozumieć, o co chodzi - podkreśla. Trwają obrzędy pogrzebowe W mieście trwają przygotowania do pogrzebu zabitych podczas tragedii. Jak donosi CNN, do buddyjskich świątyni, gdzie znajdują się trumienki zamordowanych dzieci, ludzie przynoszą świece, zabawki, kwiaty, butelki z mlekiem i słodycze. Mnisi przeprowadzają ceremonie, podczas których rodziny modlą się i składają ofiary w intencji swoich potomków. Przed świątyniami ustawiają się kolejki żałobników, którzy chcą oddać hołd dzieciom. CNN zauważa, że podczas jednej z niedzielnych uroczystości pojawił się premier Prayuth Chan-ocha oraz członkowie jego gabinetu. Lokalne media podały, że miejscowe świątynie w prowincji nie chciały przyjąć ciała napastnika, by odprawić obrzędy pogrzebowe ku jej czci. Zwłoki mordercy zostały w związku z tym poddane kremacji w innym mieście, znajdującym się około 90 minut jazdy samochodem od Uthai Sawan.