Na terenie kompleksu przed siedzibą szefa rządu we wtorek rano przebywało ponad pięć tysięcy ludzi. Ich liczba - jak wynika z doniesień agencyjnych - nadal rośnie. Premier Tajlandii Samak Sundaravej ogłosił we wtorek wprowadzenie stanu wyjątkowego w stolicy kraju. Decyzja zapadła po krwawych starciach między zwolennikami a przeciwnikami rządu, do których doszło na ulicach Bangkoku. Zginęła jedna osoba a 42 zostały ranne. Decyzja premiera obejmuje m.in. zakaz zgromadzeń. Tłum odmówił jednak rozejścia się. - Wszyscy umrzemy za króla - skandował rano tłum przed kancelarią premiera. Tajlandzki monarcha stał się ikoną demonstrantów. Organizatorzy akcji - mimo zaprzeczeń rządu - utrzymują iż gabinet Samaka Sundaraveja chce obalić monarchię. Otaczany wielkim szacunkiem król Tajlandii Bhumibol Adulyadej jak do tej pory nie zabrał głosu w sprawie wydarzeń w Bangkoku. Osobą odpowiedzialną za porządek i bezpieczeństwo w Bangkoku premier uczynił naczelnego dowódcę sił zbrojnych generała Anuponga Paochindę. Generał oświadczył rano we wtorek, iż żołnierze, mający pełnić służbę na ulicach miasta by nie dopuścić do starć pomiędzy siłami pro i antyrządowymi, nie będą uzbrojeni. - Armia nie użyje siły - zapewnił generał. Osaczony premier stanął we wtorek wobec kolejnego wyzwania. Narodowa Komisja Wyborcza, która rozpatrywała wniosek opozycji w sprawie ubiegłorocznych, powszechnie uznanych za demokratyczne wyborów, uznała iż doszło w nich do nieprawidłowości. Jednogłośnie zadecydowała o przekazaniu sprawy prokuraturze, wnioskując o rozwiązanie rządzącej partii Samaka Sundaraveja, winnej zdaniem komisji kupowania głosów w trakcie grudniowej elekcji. Jakkolwiek procedury sądowe sprawie mogą potrwać kilka miesięcy, jeśli uznane za zasadne zostaną zarzuty wobec Partii Władzy Ludu, liderzy partii łącznie z obecnym premierem mogą zostać pozbawieni prawa prowadzenia działalności politycznej przez pięć lat. Sytuacja w Bangkoku wywołała zaniepokojenie państw regionu. We wtorek rano rządy Singapuru, Korei Południowej i Australii ostrzegły swych obywateli przed wyjazdem do Tajlandii, zalecając odłożenie na czas późniejszy takich wypraw, jeśli nie są one konieczne.