Ustępujący minister obrony Tajlandii i były szef armii tego kraju Prawit Wongsuwan oświadczył w poniedziałek, że wojsko zaakceptuje wgraną opozycji w niedzielnych wyborach parlamentarnych i nie będzie próbowało przeszkodzić jej w utworzeniu rządu. - Mogę zapewnić, że wojsko nie chce wychodzić poza przypisaną mu rolę - oświadczył Prawit w rozmowie z agencją Reutera. - Armia akceptuje wyniki wyborów i mogę jasno powiedzieć, że nigdy nie mieliśmy zamiaru zrobić niczego, co mogłoby zaszkodzić krajowi. Demokraci, pod przywództwem 46-letniego Abhisita, urodzonego w Wielkiej Brytanii i wykształconego w Oxfordzie, zdobyli 160 miejsc w 500 osobowym parlamencie. Partia dla Tajów zdobyła 265 miejsc - wynika z ostatnich, nieoficjalnych danych komisji wyborczej. - W miarę jak nadchodzą wyniki wyborów a partia wygrywa mniej głosów i mniej miejsc niż w 2007 roku, jako dobry przywódca organizacji powinienem wziąć odpowiedzialność. Dlatego zdecydowałem się ustąpić ze stanowiska przewodniczącego partii - oświadczył Abhisit w przemówieniu telewizyjnym. Dodał, że partia zwoła w ciągu 90 dni kongres, na którym wybrany zostanie jego następca. Abhisit już wcześniej przyznał, że jego Partia Demokratyczna przegrała wybory i pogratulował zwycięstwa pani Yingluck Shinawatrze, siostrze obalonego premiera Thaksina Shinawatry i kandydatce Phak Puea Thai na szefową rządu. Partią dla Tajów de facto kieruje Thaksin, obalony przez wojskowy pucz w 2006 roku. Jak podaje Reuters, przebywający obecnie na emigracji w Dubaju były premier zadzwonił do swojej siostry Yingluck, oficjalnej liderki ugrupowania, aby pogratulować jej zwycięstwa. Wygrana w wyborach otwiera jej drogę, by zostać pierwszą kobietą w historii Tajlandii na stanowisku premiera. Phak Puea Thai, utworzona w 2008 roku, jest kolejną "reinkarnacją" zdelegalizowanej w 2007 roku partii Thai Rak Thai (Tajowie Kochają Tajlandię), założonej przez Thaksina. Odsunięcie oskarżanego o korupcję i brak szacunku dla króla Thaksina zapoczątkowało okres niestabilności w Tajlandii. Jego zwolennicy, zwani "czerwonymi koszulami", przez dwa miesiące demonstrowali w zeszłym roku w stolicy przeciwko rządowi, domagając się od Abhisita rozpisania przedterminowych wyborów. Doszło do aktów przemocy, w których zginęło 91 osób, a 1400 odniosło obrażenia. Światowe agencje podkreślają, że dla wielu Tajlandczyków niedzielne wybory niosą nadzieję na koniec politycznego kryzysu, który paraliżuje kraj od puczu wojskowych sprzed pięciu lat. To drugie wybory od obalenia władzy Thaksina. Niektórzy analitycy obawiają się jednak, że wybory mogą spowodować rozruchy, jeśli ich wyniki nie przypadną do gustu skłonnej do puczów armii, wrogo usposobionej do ugrupowania Thaksina - zwraca uwagę agencja AP.