Dzień wcześniej, gdy na ulicach stolicy Tajlandii wybuchły granaty, zginęły trzy osoby, a 75 zostało rannych. Według telewizji policja podeszła pod barykady i zażądała, aby uczestnicy antyrządowych protestów rozebrali ją. Demonstranci tymczasem podpalili blokadę. Obie strony wycofały się z miejsca spotkania. Ubrani w czerwone koszule zwolennicy obalonego w 2006 roku premiera Thaksina Shinawatry od kilku tygodni okupują śródmieście Bangkoku. Na początku marca "czerwone koszule" rozpoczęły protesty w stolicy, aby domagać się rozwiązania parlamentu i przedterminowych wyborów. Chcą odsunięcia od władzy urzędującego premiera Abhisita Vejjajivy. 12 dni temu w starciach demonstrantów z policją zginęło 25 ludzi, a 800 zostało rannych. W czwartek wicepremier Suthep Thaugsuban powiedział, że nie dojdzie do szturmu na barykady, gdyż wśród demonstrantów są kobiety i dzieci. Jednocześnie armia ostrzegła "czerwone koszule", że "ich dni są policzone". W piątek w starej części Bangkoku zaplanowano też inną masową manifestację, mającą na celu wyrażenie sprzeciwu wobec działań "czerwonych koszul". Jej organizatorzy spodziewają się ok. 50 tys. uczestników. Protesty polityczne w Tajlandii stanowią niemal część pejzażu tego kraju, w którym w ciągu ostatnich 80 lat doszło do około dwudziestu przewrotów wojskowych. Obalony przed czterema laty Shinawatra, który w latach 2001-2006 prowadził politykę reform socjalnych mających na celu polepszenie sytuacji najuboższych cieszył się dużą popularnością. Opozycja wykorzystała do rozpoczęcia ruchu na rzecz przedterminowych wyborów orzeczenie komisji wyborczej, która zarzuciła obecnemu premierowi finansowanie swej partii z nielegalnych źródeł.