Demonstracja była pokojowa, jej uczestnicy skandowali jednak "Ludzie zginęli tutaj!". To kolejny sygnał świadczący o niezadowoleniu z rządu i napięciach społecznych utrzymujących się mimo wprowadzenia stanu wyjątkowego oraz rozpędzenia obozu Czerwonych Koszul przez armię 19 maja, po dziesięciu tygodniach demonstracji i żądania przyśpieszonych wyborów. Członkowie ruchu Czerwonych Koszul, zwolennicy obalonego w 2006 premiera Thaksina Shinawatry, protestowali w centrum Bangkoku od marca do maja, domagając się rozwiązania parlamentu i rozpisania wyborów powszechnych. Stan wyjątkowy ogłoszono w kwietniu, kiedy to demonstranci sprzeciwiający się polityce tajlandzkich władz wdarli się na teren parlamentu. W czasie stanu wyjątkowego, który został częściowo zniesiony pod koniec lipca, zabronione były zgromadzenia powyżej pięciu osób. Organy porządku publicznego mogły wprowadzać godzinę policyjną i cenzurę mediów oraz dokonywać zatrzymań bez nakazu sądowego. Rząd premiera Abhisita Vejjajivy utrzymuje nadal stan wyjątkowy w stolicy i dziewięciu prowincjach. W wyniku antyrządowych protestów zginęło w Tajlandii od marca co najmniej 88 osób, a prawie dwa tysiące zostało rannych.