Tysiące mieszkańców tłoczyły się w środę na dworcu autobusowym, korzystając z ogłoszonej na zalanych terenach przerwy urlopowej. Wśród tłumów pragnących wydostać się z tajlandzkiej stolicy są też tysiące imigrantów z Birmy. Niektórzy zdesperowani mieszkańcy wdrapują się na wojskowe ciężarówki; inni chwytają się wszelkich możliwych sposobów ucieczki: na kajakach, prowizorycznych tratwach z pianki czy dużych rurach z plastiku. Część ludzi zamiast wyjeżdżać z miasta kieruje się - często już po raz kolejny - do coraz to wyżej położonych schronisk. Inni wznoszą zapory z betonu, plastiku i cegieł wokół swych sklepów i domów. W internecie powstały strony z instrukcjami, jak poprawnie układać wały z worków z piaskiem. W sklepach zabrakło już butelkowanej wody, a niektóre wprowadziły ograniczenia na zakup podstawowych produktów spożywczych, np. jajek i ryżu. Setki więźniów trzeba było przetransportować do zakładów karnych w innych prowincjach. Mapy satelitarne wskazują, że Bangkok jest niemal całkowicie otoczony wodą, napływającą głównie z północy kraju. Obecnie zalana jest jedna trzecia terytorium Tajlandii. Dotychczas ewakuację zarządzono tylko w dwóch z 50 dzielnic miasta. Zdaniem prezydenta stolicy, 14 dzielnic jest zagrożonych, a dwie kolejne mogą znaleźć się pod wodą już w czwartek. "Wody jest ogromna ilość i część musi przejść przez Bangkok, ale postaramy się jak najbardziej przyspieszyć jej przepływ" - zapowiedziała premier Yingluck Shinawatra. W zeszłym tygodniu na polecenie pani premier otwarto najważniejsze tamy i uruchomiono pompy, aby szybciej odprowadzić wodę z zalanych terenów wokół stolicy przez miejskie kanały. Jednak nadchodząca seria przypływów znad Zatoki Tajlandzkiej stwarza obawy, że wody powodziowe przełamią zapory i pompy odmówią posłuszeństwa, przez co cały Bangkok znajdzie się pod wodą. Ponadto sytuacja może szybko się pogorszyć, jeśli naporu wody nie wytrzymają trzy kluczowe tamy. Premier podkreśliła, że to właśnie od nich zależy los miasta. "Jeśli wszystkie trzy tamy nie wytrzymają, cały Bangkok znajdzie się pod wodą" - zaznaczyła. Choć wcześniej zapewniała, że wody powodziowe ominą stolicę, w środę przyznała, iż woda w mieście może się utrzymywać nawet przez miesiąc. W wyniku najgorszej od 50 lat powodzi w Tajlandii od połowy lipca zginęły co najmniej 373 osoby, a dotkniętych żywiołem jest 2,5 mln mieszańców. W tymczasowych schroniskach przebywa ponad 100 tys. osób, a ponad 720 tys. wymaga opieki medycznej - podkreśla Reuters.