Zwani "czerwonymi koszulami" demonstranci - zwolennicy zdymisjonowanego premiera Thaksina Shinawatry - blokowali przez ostatnie trzy dni centrum handlowe Bangkoku, domagając się nowych wyborów. Oskarżali również Komisję Wyborczą o blokowanie śledztwa w sprawie domniemanych nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej rządzącej Partii Demokratycznej. Do budynku komisji wdarli się kilka godzin po tym, jak zagrozili rozszerzeniem protestów. Agencja Reutera zauważa, że demonstracje zaostrzają się. Mimo ostrzeżeń władz, że grożą im kary więzienia, demonstranci nie opuścili centrum handlowego Bangkoku, gdzie skoncentrowane są sklepy i luksusowe hotele. Poza tym rejonem "czerwone koszule" prowadzą swój protest w starym centrum Bangkoku, a teraz także w budynku Komisji Wyborczej. Premier Abhisit Vejjajiva nazwał ich protest bezprawnym i jeszcze w sobotę apelował, by wrócili do starej dzielnicy, gdzie obozowali przez ostatnie tygodnie. Demonstranci twierdzą, że są marginalizowani przez popierających obecnego premiera Abhisita Vejjajivę wojskowych, wielkomiejskie elity i monarchistów. Większość manifestantów przybyła do Bangkoku z rolniczej północy, skąd pochodzi Thaksin, i północno-wschodnich terenów kraju. Były premier przebywa obecnie na emigracji. W 2008 roku został skazany zaocznie na dwa lata więzienia pod zarzutem "konfliktu interesów" i nadużycia władzy.