W referendum wzięło udział ponad 50 proc. uprawnionych. - Dziękuję narodowi tajlandzkiemu za to, że poszedł głosować. Pokazuje to, że angażuje się on w politykę - powiedział w niedzielę premier tymczasowego rządu generał Surayud Chulanont, zaufany króla Tajlandii Bhumibola Adulyadeja. Według pierwszych oficjalnych danych, za nową ustawą zasadniczą opowiedziało się 57 proc. biorących udział w referendum; 41 proc. głosowało przeciwko. Z kolei z sondaży powyborczych (exit polls) uniwersytetu w Bangkoku wynika, że na referendum poszło 66 proc. ludzi; według tych źródeł blisko 68 proc. głosowało za przyjęciem nowej konstytucji. Margines błędu w tym wypadku wynosił 5 proc. Tekst konstytucji został rozesłany przez rząd do wszystkich gospodarstw domowych w Tajlandii i poparcie dla tego dokumentu jest uważane za miernik popularności nowych władz. Zwolennicy obalonego premiera Thaksina Shinawatry opowiadali się za odrzuceniem konstytucji. Ich zdaniem ustawa zasadnicza jest niedemokratyczna, gdyż m.in. Senat Tajlandii pochodziłby tylko częściowo z wyborów. Zwolennicy projektu nowej konstytucji wskazują natomiast na liberalne zapisy dotyczące praw mniejszości i możliwość łatwiejszego postawienia premiera w stan oskarżenia. Zamach stanu w Tajlandii z września 2006 roku był następstwem niezadowolenia społeczeństwa z autokratycznego stylu sprawowania władzy przez premiera Shinawatrę oraz jego domniemanej korupcji. Jednak z czasem Tajlandczycy zawiedli się również na rządach junty wojskowej, a komentatorzy zaczęli podkreślać, że pucz był w dużej mierze dziełem rojalistycznie nastawionego wojska oraz elity.