Zatrzymany mieszka w regionie, w którym doszło do zbrodni i nie ma bezpośredniego związku między nim a ofiarami - powiedział prokurator z Annecy Eric Maillaud.5 września 2012 roku 50-letni brytyjski inżynier irackiego pochodzenia pracujący w branży lotniczej Said al-Hilli, jego 47-letnia żona Ikbal i jej matka 74-letnia Suhaila al-Allaf zostali zastrzeleni na leśnej drodze w okolicach miejscowości Chevaline. Znajduje się ona w pobliżu jeziora Annecy we francuskich Alpach, blisko granicy francusko-szwajcarskiej. Czwartą ofiarą był francuski rowerzysta, który najprawdopodobniej na miejscu zbrodni pojawił się przypadkiem. Ocalały dwie, wówczas kilkuletnie, córki państwa al-Hilli. Jedna została ciężko ranna. Drugiej, która ukryła się pod sukienką matki, nic się nie stało. "Małomówny góral" Prokurator Maillaud powiedział, że wtorkowego zatrzymania dokonano w następstwie zeznań świadków, zebranych po opublikowaniu w listopadzie 2013 r. portretu pamięciowego motocyklisty, który był widziany w pobliżu miejsca zbrodni. Maillaud dodał, że być może nie będzie to jedyne zatrzymanie w tej sprawie. Zatrzymany bardzo przypomina osobę, którą przedstawia portret pamięciowy. Mężczyzna mieszka w pobliżu Chevaline, opisywany jest jako "małomówny góral" i wielbiciel broni - powiedziało źródło bliskie śledztwu. Dotychczas w sprawie zabójstwa zatrzymano jedną osobę. Brat Saida, Zaid al-Hilli, został zatrzymany przez brytyjską policję w czerwcu 2013 r. Był on podejrzany o udział w spisku w celu dokonania morderstwa. Śledczy brali pod uwagę spór między braćmi o spadek po ich ojcu. Ze względu na niewystarczające dowody Zaidowi nie postawiono zarzutów. Jednak prokurator z Annecy podkreślił, że nie oznacza to, iż Zaid jest całkowicie poza podejrzeniami policji. Źródło bliskie śledztwu, cytowane przez agencję AFP, twierdzi, że brat "nie odpowiedział dokładnie na wiele podstawowych pytań, które dotyczyły jego alibi". Zaid wielokrotnie podkreślał, że jest niewinny i odmawiał udania się na przesłuchanie do Francji, do kraju, któremu "całkowicie nie ufa" - pisze AFP.