Ciało pierwszego Polaka znaleziono na farmie w sobotę ok. godziny 4.00 nad ranem. Wkrótce potem natknięto się na zwłoki drugiego mężczyzny na tej samej farmie w innym miejscu.- Przypadek śmierci w jednym i tym samym miejscu i w tym samym czasie dwóch osób, które nigdy się nie spotkały i nie znają się, to sytuacja nietypowa i bardzo smutna - zaznacza Butcher. Policja angielskiego regionu West Mercia nie zna powodu śmierci dwóch Polaków na farmie truskawek S&A Davies w miejscowości Marden (Herefordshire) i dalsze działania uzależnia od ustaleń koronera - powiedział rzecznik prasowy policji West Mercia Pete Butcher. Butcher zaznacza, iż farma S&A Davies zatrudnia do prac sezonowych kilkuset imigrantów, głównie z Polski i Litwy, jest dobrze zorganizowana, posiada wszystkie niezbędne licencje i dobrze współpracuje z policją. Za pośrednictwem konsulatu RP policja stara się odszukać rodziny Polaków w Polsce. Dwóch konsulów z Londynu dokonało we wtorek rano wizji lokalnej na farmie i rozmawiało z przedstawicielami policji. Terror psychiczny na plantacji Osoby, które pracowały na plantacji, bardzo źle wspominają to miejsce. Pojawiają się skargi na nadzorców, którzy stosowali terror psychiczny i zastraszali swoich pracowników. - Wielu Polaków tak załatwili. Do najbliższej wsi jest kilka kilometrów pieszo, a potem ze trzy autobusy do Londynu. Jak ktoś nie zna języka, sam sobie nie poradzi - opowiada 26-letni Wojtek. Kolczaste ogrodzenie, ochrona, nieustanna kontrola za pomocą kart chipowych wykończyły wielu Polaków. - Tam było jak w obozie - podsumowuje Stanisław. W jego ocenie "osoba słaba psychicznie mogła się tym wszystkim załamać". Sześć osób w przyczepie kempingowej i głodowa pensja Pracownicy Book Farm mieli zapewnione zakwaterowanie... w przyczepach. W każdej mieszkało 5-6 osób. Nie dało się w nich przebywać w ciągu dnia, a gdzieś trzeba było odpocząć - wspominają pracownicy plantacji. Sprawa pensji też pozostawiała wiele do życzenia. -Dla wielu ludzi najbardziej frustrujące było to, że nie mogli zarobić tyle, ile się spodziewali - mówi Wojtek. - Gdy skończył się pierwszy wysyp truskawek, ludzie zostali bez zajęcia i bez dochodów. Przy kolejnym było mniej owoców i pracowaliśmy po dwa, trzy dni w tygodniu. Jak wynika z wypowiedzi pracowników, pracodawca (firma S&A Davies - największy producent truskawek w Wielkiej Brytanii) płacił stawkę godzinową pięć i pół funta). Ale tylko tym, którzy wyrobili normę. Pozostali zarabiali po półtora, dwa funty na godzinę - czytamy w "Rzeczpospolitej". Z pensji potrącano za mieszkanie, wizyty u lekarza i pomoc w wypełnianiu dokumentów. "Polacy się stresują, bo po wszystkich odliczeniach na konto przychodzi im mniej niż połowa pensji. Czekają na 200 - 300 funtów, a dostają 120 - 180" - pisze na polonijnym forum internetowym osoba pracująca w tym sezonie na farmie.