Fotoradary miały być kradzione nocami. Znikały głównie z dróg w regionie Sztokholmu, Uppsali oraz Norrtälje. W większości przypadków ginęły jedynie aparaty, zaś pozostałe części porzucano. Szwedzka agencja rządowa zajmująca się administrowaniem drogami szacuje, że koszt wymiany jednego urządzenia służącego do rejestracji nadmiernej prędkości pojazdów to ok. 250 tys. koron szwedzkich (ok. 109 tys. złotych). Straty sięgają zatem kilkudziesięciu milionów koron. W związku z tą sprawą w piątek wieczorem aresztowano 20-letniego mężczyznę, który jest obywatelem Szwecji. Policja nie ujawnia, za jak dużą część kradzieży może on odpowiadać. Podejrzany nie przyznaje się do winy. W sprawie przewija się wątek rosyjski W artykule opublikowanym 19 października w szwedzkim dzienniku "Aftonbladet" sugerowano, że kradzieże mogą mieć związek z rosyjską inwazją na Ukrainę. Zdaniem autorów Rosjanie mieli używać takich samych kamer w swoich dronach stosowanych w trakcie inwazji na Ukrainę. Inne lokalne medium, platforma zajmująca się weryfikacją fake newsów Kallkritikbyran, zwróciło uwagę na pewną nieścisłość, ponieważ w rzeczywistości w fotoradarach są instalowane aparaty innej marki niż te znajdowane w strąconych przez ukraińskie wojska dronach. W Szwecji kradzieże fotoradarów na tak masową skalę nigdy wcześniej się nie zdarzały, dlatego potencjalny wątek rosyjski jest badany przez szwedzki kontrwywiad cywilny Säkerhetspolisen (SAPO). - Nie możemy udzielić bliższych szczegółów - powiedział rzecznik SAPO Fredrik Hultgren-Friberg. Sprawy nie chce komentować także policja. - Nie możemy spekulować na temat motywów tych kradzieży, które muszą zostać ustalone w ramach śledztwa - stwierdziła Sofia Hellqvist z centrum medialnego policji w swoim oświadczeniu dla szwedzkich mediów.