Autor artykułu podkreśla, że od lat pojawiały się sygnały ze strony Moskwy, które powinny były zaalarmować Unię Europejską, NATO, a nawet ONZ. Jednak nikt z Zachodu tego nie dostrzegał. Publicysta Mikael Holmström przypomina, że Rosja jest spadkobiercą ZSRR. A Związek Radziecki, który był inicjatorem zmiany mapy powojennej Europy, później przez dziesięciolecia bronił zasady nienaruszalności tych granic. Potwierdziły to narody europejskie w 1975 roku podpisując porozumienia w Helsinkach. Według szwedzkiego dziennika, przez następne 39 lat Europa żyła w przekonaniu iż są one nienaruszalne. Nie brakowało jednak, jak czytamy, sygnałów ostrzegawczych ze strony Moskwy. Najpoważniejszym była wojna rosyjsko-gruzińska w 2008 roku. Ale zdecydowanie to lekceważono. Podobnie jak na przykład rosyjskie ćwiczenia lotnicze imitujące atak atomowy na Szwecję podczas ubiegłorocznych Świąt Wielkanocnych. Według "Svenska Dagbladet", z powodu braku reakcji na takie sygnały, stajemy teraz wobec perspektywy powrotu zimnej wojny. "To co było niemożliwe staje się rzeczywistością"- kończy swój komentarz szwedzki publicysta.