Pozostali cudzoziemcy - 7 tys. - choć powinni opuścić Szwecję, wciąż mieszkają w ośrodkach dla uchodźców lub znany jest ich adres pobytu. Jednocześnie brakuje miejsc dla nowo przybyłych. Deportacjami zajmuje się szwedzka policja na zlecenie urzędu ds. migracji Migationsverket. "Nie jesteśmy w stanie wywiązać się z tego zadania. Wielu z nas zajmuje się teraz kontrolami na granicach" - twierdzi Patrik Engstroem, szef oddziału szwedzkiej policji granicznej. Rząd w Sztokholmie od 12 listopada przywrócił tymczasowo kontrole na granicach w związku z niekontrolowaną falą migracji. Według Engstroema, mimo że w normalnych warunkach sprawami deportacji zajmuje się 200 policjantów, to w wielu przypadkach proces ten utrudnia sprzeciw państw, z których pochodzą imigranci. Swoich obywateli nie przyjmują Somalia, Erytrea, Liban, Maroko oraz Liban. Podobne kłopoty Szwecja ma w kontaktach z władzami Afganistanu, Iraku, a także Iranu. "Istnieje ryzyko, że sprawa o wydalenie przedawni się, a wtedy taka osoba może złożyć kolejny wniosek o azyl" - powiedział Engstroem. W latach 2009-2012 policja graniczna wraz z urzędem ds. migracji przeprowadziła szereg kontroli tożsamości wśród imigrantów. Akcja spotkała się wówczas z ostrą krytyką środowisk lewicowych. Uznano ją za rasistowską, gdyż o dokumenty proszono osoby o ciemnej karnacji. W sierpniu tego roku 35-letni Erytrejczyk ugodził śmiertelnie nożem dwie przypadkowe osoby w sklepie IKEA w Vasteras pod Sztokholmem. Mężczyzna czekał na deportację, gdyż nie otrzymał azylu. W październiku skazano go na dożywocie. Szwedzka polityka migracyjna uważana jest za liberalną - aż 77 proc. wniosków o azyl rozpatrywanych jest pozytywnie. Uchodźcy w Niemczech otrzymują prawo pobytu jedynie w 42 proc. przypadków. We wtorek szwedzki rząd poinformował o zaostrzeniu przepisów migracyjnych. Uchodźcom przyznawany będzie jedynie tymczasowy pobyt, ograniczone zostanie prawo do łączenia rodzin imigrantów.