Nienotowany w historii wzrost wydatków na politykę migracyjną ma związek z rekordową liczbą 163 tys. wniosków o azyl, jakie w ubiegłym roku złożono w Szwecji. Wielu imigrantów wciąż przebywa w lokalach zastępczych, np. w salach gimnastycznych czy na kempingach. Tylko w tym roku utrzymanie i integracja uchodźców będzie kosztować szwedzkich podatników 50,4 mld koron (ok. 5,5 mld euro). To aż o 31 mld koron (ok. 3,3 mld euro) więcej niż pierwotnie zakładano w budżecie. Jak wyliczyło ministerstwo finansów, przyjęcie tysięcy imigrantów spowoduje także nieplanowane wydatki związane z edukacją nowo przybyłych (100 mln koron), z nauką języka szwedzkiego (50 mln) oraz uznawaniem dyplomów i kwalifikacji zawodowych (112 mln). Dodatkowo wzrosną nakłady na zapewnienie bezpieczeństwa w ośrodkach dla uchodźców. Więcej pieniędzy (53 mln) otrzyma policja na deportacje osób, którym odmówiono prawa pobytu. Według socjaldemokratycznej minister finansów Magdaleny Andersson "wysokie wydatki związane z falą migracji utrzymają się do 2020 roku". Dowodzi ona, że Szwecja może pozwolić sobie na te obciążenia, wykorzystując dobrą koniunkturę w gospodarce. W 2015 roku szwedzkie PKB wzrosło o ponad 4 proc., w 2016 roku wzrost ma wynieść 3,8 proc. W praktyce działania rządu mają polegać na zwiększeniu deficytu budżetowego, ograniczeniu funduszu na pomoc rozwojową dla biednych krajów, a także na rezygnacji z obniżek podatków, co było priorytetem poprzedniego centroprawicowego rządu. Opozycja, w różnym stopniu w zależności od ugrupowania, postuluje ograniczenie wydatków na politykę migracyjną. "Jeszcze nigdy w historii nie zdarzyło się, aby wydatki na imigrantów były większe od budżetu wojska. To bardzo zła i nierozsądna tendencja" - twierdzi Oscar Sjoestedt, rzecznik ds. gospodarczych nacjonalistycznej partii Szwedzcy Demokraci. W 2016 roku na wojsko i obronę cywilną rząd Szwecji przeznaczy 48 mld koron (5,23 mld euro). Ze Sztokholmu Daniel Zyśk