Przypomnijmy, że Jean-Luc Melenchon zdobył w pierwszej turze wyborów prezydenckich 19,6 proc. głosów i jako jedyny z czołowych kandydatów nie poparł Emmanuela Macrona. Nic dziwnego, że media i opinia publiczna w dużym napięciu oczekiwały na to, co po pierwszej turze powie Melenchon. W końcu reprezentuje on aż siedem milionów wyborców, którzy podobnie jak zwolennicy Le Pen, są nastawieni wrogo do obecnego establishmentu. Zamiast kandydata głos zabrał jego sztab. "Nikt [z wyborców Melenchona] nie powinien głosować na Le Pen. Nie powinna dostać od nas ani jednego głosu" - powiedział Alexis Corbière, rzecznik Jean-Luca Melenchona. Corbière zapowiedział, że sam Melenchon nie będzie instruował wyborców, co mają zrobić 7 maja. Poparcie udzielone Macronowi przez Melenchona byłoby dla tego drugiego niezwykle kłopotliwe - Macron uosabia środowisko finansjery, z którą Melenchona przez całą polityczną karierę walczył. "Nasi przyjaciele, którzy zechcą zagłosować na Macrona, zagłosują na Macrona, a ci, którzy nie będą chcieli głosować na nikogo, tak właśnie zrobią. Ale nikt nie powinien głosować na Front Narodowy" - powiedział rzecznik Melenchona. "Każdy musi rozstrzygnąć to w swoim sumieniu. Nie jest tak, że mamy dwie możliwości: zagłosować na Front albo na Macrona. To nie jest nasza wizja sceny politycznej i nie o to walczymy" - dodał. Corbière skrytykował przy okazji Partię Socjalistą za "głupią strategię" forsowania do samego końca kandydatury Benoit Hamona, przez co Jean-Luc Melenchon nie wszedł do drugiej tury jako wspólny kandydat francuskiej lewicy. Jak wynika z najnowszych sondaży, 47 proc. wyborców Melenchona zamierza zagłosować na Macrona, 18 proc. na Le Pen, a aż 35 proc. odda głos nieważny lub nie pójdzie na wybory. Michał Michalak, Paryż