Na fotografiach widać talibów, prezentujących francuskie karabiny, mundury, hełmy, radiotelefon i zegarek na rękę. Miano je zdobyć podczas starcia w dniu 18 sierpnia, kiedy to zginęło 10 francuskich żołnierzy. - To szok widzieć zabójców naszych dzieci, paradujących w ich mundurach, z ich karabinami - powiedział w radiu RTL Joel Lepahun, ojciec jednego z poległych. Francuski minister obrony Herve Morin zasugerował, iż publikacja "Paris-Match" przyniesie korzyści propagandowe talibom. "Czy mamy zapewniać talibom ich promocję?" - zapytał w trakcie udzielonego radiu France Inter wywiadu. - Tego rodzaju operacjami talibowie podejmują wojnę w dziedzinie komunikowania. Zrozumieli, że opinia publiczna jest prawdopodobnie piętą achillesową obecnej w Afganistanie wspólnoty międzynarodowej - zaznaczył Morin. Dziennikarz Eric de Lavarene, który zorganizował spotkanie z talibami i rozmawiał z ich dowódcą o pseudonimie Farouki, odpiera zarzuty, iż dał się im zmanipulować. - Nie powiedziałbym tego. Nikt nie mówi o propagandzie, gdy wyruszamy w pole z oddziałami NATO, choć wtedy informacje są zawsze ściśle kontrolowane. Prawdą jest jednak, że talibowie stali się mistrzami w sztuce komunikowania - powiedział de Lavarene w telewizji i-Tele. Farouki oświadczył, iż każdemu francuskiemu żołnierzowi w Afganistanie grozi śmierć. Francuski tygodnik "Le Nouvel Observateur" opublikował w czwartek wywiad z rodzicami jednego z poległych żołnierzy. Matka Chantal Buil poinformowała, iż wysłała list do prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. - Niech pan przestanie naśladować przykład prezydenta (George'a W.) Busha. Emanuje on ze wszystkich porów arogancją. Pozostańmy Francuzami. Zabierzmy naszych żołnierzy z trzęsawiska - napisała pani Buil.