Samolot, na którego pokładzie doszło do szokującej śmierci jednego z pilotów, wyleciał z Miami w USA i zmierzał do Santiago de Chile w Ameryce Południowej. Śmierć pilota. Źle się poczuł, chwilę potem stracił życie Z raportu "The Avionation Herald", anglojęzycznego serwisu publikującego raporty o incydentach i wypadkach lotniczych, dowiadujemy się, że samolot zmienił pierwotny kurs, gdy znajdował się na wysokości około 10 tysięcy metrów i około 220 kilometrów na północ od Panama City. Wtedy też zgłoszono, że jeden z pilotów stracił przytomność. Chwilę wcześniej wyszedł z kokpitu i skierował się do toalety. W tekście portalu Business Insider czytamy, że miał skarżyć się na złe samopoczucie. Kiedy przez dłuższą chwilę nie wracał, zaniepokojono się i rozpoczęto poszukiwania. Poszkodowanego znaleziono w WC. Był nieprzytomny. CZYTAJ TEŻ: Chwila grozy na pokładzie. Samolot spadł kilkaset metrów Pilot zmarł podczas lotu. Wyszedł do toalety i już nie wrócił Zmarły mężczyzna był doświadczonym pilotem. Business Insider, powołując się na południowoamerykańskie linie lotnicze Latam, informuje, że mężczyzna pracował na swoim stanowisku od 25 lat. Firma wydała także oświadczenie, w którym oficjalnie potwierdziła, że jeden z pilotów zmarł w trakcie lotu po tym, jak źle się poczuł. Kontrolę nad maszyną przejęło wtedy dwóch pozostałych pilotów, którzy skierowali się na lotnisko Panama Tocumen, by jak najszybciej zapewnić kapitanowi statku powietrznego niezbędną pomoc. Dotarli na miejsce niespełna pół godziny później. Niestety, gdy Boeing 787-9 Dreamliner wylądował, służby medyczne stwierdziły zgon. W medialnych doniesieniach czytamy, że mężczyzna doznał ataku serca. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!