Do zderzenia czterech samochodów doszło na drodze pomiędzy Kirkcaldy i Leven. Najbardziej ucierpieli pasażerowie niewielkiego forda ka, którzy trafili do szpitala z poważnymi obrażeniami. Jak relacjonowali świadkowie, z powodu złamań nie mogli się oni wydostać z samochodu o własnych siłach. Na ratunek ruszyły dwie Polki, Natalia i Weronika, które pracują w domu opieki w Leven. Zajmujące się na co dzień pensjonariuszami kobiety znają się od szkolnej ławy. Jak wyjaśnia Natalia na łamach "The Courier", gdy zobaczyły, że jeden z biorących udział w wypadku samochodów stanął w płomieniach, nie było czasu na zastanowienie. Kobiety popędziły w jego kierunku i zaczęły wyciągać rannych ze środka i odprowadzać tak daleko od niebezpieczeństwa, jak tylko były w stanie, w czym pomagał im niezidentyfikowany taksówkarz. Skromne bohaterki Weronika podkreśla, że pasażerowie krzyczeli i błagali o pomoc, jednak nie byli w stanie sami się wydostać z powodu obrażeń (połamanych nóg i żeber). Jak stwierdziła w wywiadzie dla "The Courier", "dziewczyna siedząca obok kierowcy miała kłopoty z oddychaniem. Teraz wiemy, że miała krwawienie wewnętrzne. Większość osób była w szoku. (...) To było wyjątkowo trudne, bo większość mężczyzn była o wiele większa od nas". Zanim na miejscu pojawiły się służby ratunkowe, wszystkie osoby uczestniczące w wypadku znajdowały się już w bezpiecznej odległości od płonących samochodów. Jak podkreśla Weronika, nazajutrz po wypadku okazało się, że dwie spośród ofiar to bliscy ich znajomych. Dwie Polki, które wyciągały rannych z zajętego przez płomienie auta, nie uważają się za bohaterki. Chwalą za to anonimowego taksówkarza, który zachował zimną krew i zadzwonił na numer alarmowy i wezwał służby. Natalia i Weronika uważają, że każdy zachowałby się w takiej sytuacji podobnie, a pomaganie jest częścią ludzkiej natury.