Szeremietiew w "Faktach po faktach" wyraził swoje zaniepokojenie obecnością rosyjskich samolotów nad Bałtykiem. - To nie jest tylko kwestia propagandy. To jest również rozpoznanie systemów przeciwlotniczych i wczesnego ostrzegania. Także czasów reakcji samolotów na potencjalnego przeciwnika. To jest mówiąc wprost rozpoznanie przed przygotowaniem operacji agresywnej. Ataku. Nie musi być oczywiście z niego atak. Ale moim zdaniem może być - mówił b. wiceszef MON. - Media ukraińskie podały informację o gromadzeniu przez stronę rosyjską rakiet Iskander. W rejonie, gdzie toczą się walki. To te same rakiety, które są w Kaliningradzie i mają w zasięgu całą Polskę - kontynuował. - Powiedziałem kiedyś, że Putin może użyć bomby atomowej. Jak ludzie słyszą taką rzecz, to mówią: nie, to byłby kataklizm! A ja pytam: jeśli nie zrzuci wielkiej piguły, ale mały ładunek, który zniszczy miasto, miasteczko, czy osadę, to będzie ten fakt przyczyną konfliktu światowego? Według mnie nie - mówił Szeremietiew. Były wiceszef MON taką teorię wysnuł na podstawie reakcji zachodu po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu. Według niego, "ta sprawa przestała istnieć", a "Zachód go zawiódł".Według Szeremietiewa "Rosja chce się posuwać na Zachód milimetr po milimetrze, a nie metr po metrze".