"Poddajemy się wszelkiej krytyce, znosimy ataki i polemiki pod swoim adresem, ale każdy, kto usiłuje wywierać nacisk na poszczególnych deputowanych za pomocą gróźb, musi wiedzieć, że atakuje cały parlament" - powiedział Norbert Lammert w czwartek, otwierając posiedzenie Bundestagu. Jego słowa zostały przyjęte aplauzem przez obecnych na sali, w tym przez kanclerz Angelę Merkel. Z kolei przewodniczący Parlamentu Europejskiego w liście do Erdogana napisał, że "przedstawiciele parlamentu głoszący opinie w ramach swego mandatu pod żadnym warunkiem i bez względu na różnice zdań nie powinni być wiązani z terrorystami". O liście poinformował w czwartek portal internetowy tygodnika "Der Spiegel". Lammert i Schulz zareagowali w ten sposób na wypowiedzi tureckiego prezydenta pod adresem niemieckich deputowanych po przyjęciu 2 czerwca przez Bundestag rezolucji, uznającej masakrę Ormian w imperium osmańskim za ludobójstwo. Parlamentarzystów tureckiego pochodzenia Erdogan nazwał przedłużeniem Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), uznawanej przez Turcję i USA za organizację terrorystyczną. Oznajmił, że powinno się przebadać ich krew w laboratoriach, by sprawdzić ich pochodzenie. Niemcom zarzucił niedostateczne rozliczenie się z Holokaustu. W internecie pod adresem deputowanych o tureckich korzeniach zaczęły pojawiać się pogróżki, łącznie z grożeniem śmiercią. "Odpowiednio zareagujemy na to z pomocą wszelkich środków, jakimi dysponujemy w ramach obowiązującego prawa" - zapowiedział Lammert. "Dotychczas nie uważałem za możliwe, by w XXI wieku wyłoniony w demokratycznych wyborach prezydent mógł połączyć krytykę demokratycznie wybranych parlamentarzystów Bundestagu z kwestionowaniem ich tureckiego pochodzenia i określić ich krew jako skażoną" - powiedział. "Swoboda sprawowania mandatu, zwłaszcza wolność od wszelkich zewnętrznych nacisków, jest jednym z kluczowych wyznaczników jakości demokracji" - napisał Schulz w liście do tureckiego prezydenta. Zapewnienie demokratycznie wybranym deputowanym, a także dziennikarzom i innym przedstawicielom mediów możliwości pracowania i podejmowania decyzji bez strachu przed represjami to "niepodlegająca negocjacjom podstawa demokracji" - dodał, co według dpa jest aluzją do szykanowania w Turcji dziennikarzy krytycznych wobec rządu. Tymczasem w ostatnich dniach Erdogan ponowił atak na szefa niemieckich Zielonych Cema Oezdemira, który ma tureckie korzenie i był jednym z inicjatorów rezolucji w sprawie masakry Ormian. W środę wieczorem określił Oezdemira, nie wymieniając go z nazwiska, jako "mężczyznę, który w Niemczech oskarża własny kraj o ludobójstwo i pełni przy tym wiodącą rolę". "Zadaję sobie pytanie: o czym to świadczy, jeśli nie o braku charakteru?" - dodał. Oezdemir dostał ochronę policyjną, gdyż w ostatnich dniach grożono mu śmiercią. W latach 2004-2009 polityk był eurodeputowanym. 2 czerwca Bundestag przyjął rezolucję potępiającą ludobójstwo Ormian w imperium osmańskim i uznającą współodpowiedzialność ówczesnych kajzerowskich Niemiec za tę tragedię. Spotkało się to z gwałtowną reakcją ze strony władz Turcji, które są prawnym kontynuatorem imperium osmańskiego - rząd w Ankarze natychmiast wezwał na konsultacje swojego ambasadora w Berlinie, a premier Binali Yildrim zapowiedział, że jego kraj podejmie odpowiednie kroki w reakcji na uchwałę Bundestagu. Według historyków w latach 1915-17 w dokonanych przez siły tureckie rzeziach i deportacjach życie straciło około 1,5 mln ormiańskich mieszkańców ówczesnego imperium osmańskiego. Będąca prawnym następcą imperium osmańskiego Turcja sprzeciwia się stosowaniu terminu ludobójstwo w odniesieniu do wydarzeń sprzed stulecia.