Amerykański sekretarz obrony rozmawiał z dziennikarzami w szczytem NATO, zaplanowanym na 3 i 4 grudnia w Londynie - w 70. rocznicę powołania do życia Sojuszu Atlantyckiego. Wezmą w nim udział przywódcy 29 krajów NATO. Polskę reprezentuje prezydent Andrzej Duda wraz z ministrami obrony i spraw zagranicznych. Szef Pentagonu ocenił, że próba uzależnienia poparcia dla planów wzmocnienia obrony krajów bałtyckich i Polski od uznania kurdyjskich Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) w Syrii za organizację terrorystyczną z powodu jej powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), ma charakter czysto partykularny. "Jedność Sojuszu, gotowość bojowa Sojuszu wymaga, by mieć szerszą perspektywę i koncentrować się na ogólniejszych sprawach" - podkreślił Esper. Dodał, że ogólna gotowość NATO do reagowania na zagrożenia jest właśnie "takim szerszym zagadnieniem". Wyraził też wątpliwość, czy obawy, jakie żywi Turcja w odniesieniu do YPG, "znajdą wystarczające zrozumienie wśród innych państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego, by obawy te mogły wejść do porządku dnia". "Nie każdy postrzega zagrożenia, jakie widzi Turcja, jako zagrożenia" - dodał. Esper zapowiedział też, że nie poprze propozycji, by kurdyjskie milicje stanowiące trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które odegrały decydującą rolę w pokonaniu dżihadystycznego Państwa Islamskiego (IS) w Syrii i korzystały z pomocy USA, były zakwalifikowane jako "organizacja terrorystyczna". Kłopotliwe stanowisko Turcji O tym, że Turcja odmawia poparcia nowych planów obronnych NATO dla Polski i krajów bałtyckich, dopóki Sojusz nie zaoferuje jej politycznego poparcia w walce przeciw kurdyjskim milicjom YPG w Syrii, poinformował w ubiegły wtorek Reuters. Agencja powołała się na czterech wysokiej rangi przedstawicieli NATO. Ankara miała poinstruować swego przedstawiciela w NATO, by nie podpisywał planów dotyczących pomocy dla Polski i krajów bałtyckich. Kłopotliwe stanowisko Turcji przed rocznicowym, 70. szczytem NATO, jest probierzem głębokiego podziału między Ankarą i Waszyngtonem w sprawie tureckiej ofensywy w północno-wschodniej Syrii przeciw kurdyjskim milicjom - ocenił Reuters. Plany wzmocnienia obrony krajów bałtyckich i Polski w związku z agresywną polityką Federacji Rosyjskiej wymagają jednomyślnej aprobaty wszystkich 29 państw członkowskich Sojuszu Atlantyckiego. Delegacje NATO starają się pozyskać poparcie wszystkich członków. Bez Ankary Sojuszowi trudno będzie szybko wzmocnić mechanizmy obronne dla Europy Środkowo-Wschodniej. "Turcy wzięli Europę Wschodnią jako zakładnika i blokują zatwierdzenie planów wojskowych, dopóki nie uzyskają ustępstw, o które zabiegają" - powiedział Reuterowi jeden z dyplomatów. Drugi rozmówca agencji nazwał postępowanie Turcji "destrukcyjnym", zważywszy, że Sojusz stara się pokazać, jak bardzo jest zjednoczony, by odeprzeć zarzuty prezydenta USA Donalda Trumpa, który wyraża sceptycyzm, co do przydatności NATO w ogóle. Erdogan powtarza groźby "Turcja sprzeciwi się natowskiemu planowi obrony dla państw bałtyckich, jeśli sojusznicy z NATO nie uznają ugrupowań, z którymi walczymy, za terrorystów" - zagroził prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan we wtorek na konferencji prasowej w Ankarze przed wylotem do Londynu na szczyt NATO . Erdogan powiedział również, że Turcja oczekuje bezwarunkowego wsparcia w walce z zagrożeniami terrorystycznymi. Ofensywa w Syrii Turcja i sprzymierzeni z jej siłami syryjscy bojownicy rozpoczęli w październiku ofensywę w północno-wschodniej Syrii, której deklarowanym celem jest wyparcie kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej i utworzenie tam "strefy bezpieczeństwa", do której Ankara zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców przebywających w Turcji. Kurdowie nazywają tę operacją czystką etniczną. Oskarżają też Turcję o zbrodnie wojenne podczas ofensywy. Turecka inwazja w Syrii rozpoczęła się po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa, że amerykański kontyngent zostanie wycofany z regionu.