Esper potwierdził w sobotę na corocznym Reagan National Defense Forum w kalifornijskim Simi Valley, że zamierza prowadzić politykę zgodną z priorytetami bezpieczeństwa wyznaczonymi jeszcze przez Jamesa Mattisa, który rok temu niespodziewanie ustąpił ze stanowiska ministra obrony USA. Podczas swojego sobotniego przemówienia stojący na czele Pentagonu od końca lipca Esper nazwał <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a> i Rosję "rewizjonistycznymi siłami dzisiejszych czasów". Oskarżył Pekin i Moskwę o torpedowanie decyzji mniejszych państw w kwestiach gospodarczych i polityki bezpieczeństwa. Wcześniej w piątek Esper zaprzeczył doniesieniom, by Amerykanie rozważali wysłanie na Bliski Wschód 14 tys. dodatkowych żołnierzy. Wyraził przekonanie, że Stany Zjednoczone dysponują w tym regionie świata odpowiednimi siłami. "Moją ambicją pozostaje przyglądanie się jak wycofujemy środki, oddziały, sprzęt, (...), z niektórych regionów, i albo przenosimy je znów do USA lub przesuwamy je do regionu Azji i Pacyfiku" - stwierdził w piątek szef Pentagonu. Przyznał, że jednocześnie musi być pewien, iż "powstrzyma konflikt, w tym przypadku na Bliskim Wschodzie". "Chcę mieć tam wystarczające siły (...)" - zastrzegł. "Najgroźniejsi rywale Stanów Zjednoczonych" Prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> regularnie deklaruje konieczność zmniejszenia amerykańskiego zaangażowania wojskowego na Bliskim Wschodzie i wzywa do aktywniejszego działania regionalnych sojuszników Waszyngtonu. W amerykańskiej "Narodowej strategii obrony" (2018 National Defense Strategy) Rosja i Chiny wymienione są jako "najgroźniejsi rywale Stanów Zjednoczonych".