Brytyjski minister zaznaczył przy tym, że "nie ukrywaliśmy tego, iż Wielka Brytania chce reformy Rady Praw Człowieka, ale jesteśmy zobowiązani do tego, aby wzmacniać ją od środka". "Brytyjskie wsparcie dla Rady Praw Człowieka ONZ pozostaje niewzruszone. To najlepsze narzędzie, jakim dysponuje społeczność międzynarodowa do zwalczania bezkarności w nieidealnym świecie i do realizowania wielu z naszych celów polityki międzynarodowej" - zapewnił. We wtorek wieczorem stała przedstawicielka USA w ONZ Nikki Haley oceniła, że skupiająca 47 państw Rada "jest niewarta swojej nazwy". Jak wyjaśniła, Stany Zjednoczone zdecydowały się na taki krok, ponieważ ich zobowiązania "nie pozwalają im na pozostawanie w pełnej hipokryzji, wyrachowanej organizacji, która jest parodią praw człowieka". Decyzja administracji Trumpa o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka nie była zaskoczeniem, ponieważ administracja od dawna zapowiadała taki krok z uwagi na - zdaniem władz w Waszyngtonie - uprzedzenia Rady wobec Izraela. Rada Praw Człowieka ONZ, z siedzibą w Genewie, powstała w roku 2006, zastępując i przejmując większość funkcji dawnej Komisji Praw Człowieka ONZ. Stany Zjednoczone w czasach administracji republikańskiego prezydenta USA George'a W. Busha (2001-2009) bojkotowały prace Rady z powodu jej krytycznej postawy wobec Izraela. Następca Busha, Demokrata Barack Obama włączył USA do prac Rady w 2009 roku w nadziei na poprawienie jej skuteczności. Z Londynu Jakub Krupa (PAP)