Odnosząc się do komentarzy prezydenta USA i szefa rządu Izraela na temat antyrządowych demonstracji w Iranie, Cavusoglu stwierdził, że Trump i Netanjahu "powinni trzymać się z daleka od wewnętrznych spraw Iranu i pozwolić rozwiązać sprawę pokojowo" władzom w Teheranie - przekazał z kolei dziennik "Daily Sabah". Przemawiając na konferencji prasowej w Ankarze, turecki minister oznajmił również, że Ankara jest przeciwna zagranicznej interwencji w Iranie. "To jasne jak słońce, kto chce wywołać problemy w Iranie" - oświadczył Cavusoglu, zaznaczając, iż władze w Teheranie zostały wyłonione w wyborach, a do ich ewentualnej zmiany może dojść tylko w wyniku kolejnego głosowania. Z kolei prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział swojemu irańskiemu odpowiednikowi Hasanowi Rowhaniemu, że zajął on właściwe stanowisko oświadczając, iż demonstranci nie powinni łamać prawa przy korzystaniu z prawa do pokojowych protestów - poinformowały w środę źródła w tureckim urzędzie prezydenckim. "Odważni Irańczycy wychodza na ulice" We wtorek Trump napisał na Twitterze: "Naród irański w końcu podejmuje działania przeciwko brutalnemu i skorumpowanemu irańskiemu reżimowi. Wszystkie pieniądze, które niemądrze przekazał mu prezydent (Barack - PAP) Obama, poszły na terroryzm i do jego 'kieszeni'. Ludzie mają niewiele żywności, dużą inflację i nie mają praw człowieka. USA patrzą!". Poparcie dla demonstrantów w Iranie zadeklarował również premier Izraela Benjamin Netanjahu, wyrażając nadzieję, że dojdzie do obalenia irańskich władz. "Odważni Irańczycy wychodzą na ulice. Chcą wolności, chcą sprawiedliwości, chcą podstawowych praw, których odmawia im się od dziesięcioleci" - podkreślił Netanjahu w przesłaniu wideo. Demonstracje, jakie rozpoczęły się w czwartek w drugim co do wielkości mieście Iranu Meszhedzie w reakcji na wzrost cen żywności, rozszerzyły się wkrótce na stołeczny Teheran i kilka innych miast, nabierając jednocześnie charakteru politycznego. Protesty te są najpoważniejszym wyzwaniem dla irańskich władz od czasu masowych demonstracji, wywołanych w 2009 roku przez reelekcję prezydenta Mahmuda Ahmadinedżada. Według opublikowanych dotąd danych w demonstracjach zginęło co najmniej 21 osób, a od soboty do poniedziałku policja aresztowała około 450 uczestników protestów, z czego 90 proc. stanowiły osoby w wieku poniżej 25 lat.