Słowa te padły w wywiadzie ministra dla agencji AFP, opublikowanym w czwartek. - Rumunia, jako kraj na wschodniej granicy UE i NATO, jest na pierwszej linii. Jesteśmy nadzwyczaj zaniepokojeni wydarzeniami na Ukrainie, które mają poważne implikacje dla bezpieczeństwa międzynarodowego - zaznaczył Corlatean. Rumunia, która jest od 10 lat członkiem NATO, a od 2007 roku - Unii Europejskiej, niepokoi się, że wydarzenia na Krymie rozprzestrzenią się na region Morza Czarnego. W szczególności, blisko związana z Rumunią Mołdawia obawia się powtórzenia krymskiego scenariusza w leżącym na jej terytorium separatystycznym Naddniestrzu. - Oczekiwania Rumunii są bardzo jasne i stanowcze: Rosja powinna zaangażować się mocno w proces dialogu oraz unikać eskalacji - powiedział Corlatean. Zaznaczył, że jego kraj ma też "konkretne oczekiwania dotyczące przesunięcia na wschód aktywów wojskowych NATO - zarówno w sferze morskiej, jak i powietrznej i lądowej". To przesunięcie aktywów, jak zauważa AFP, staje się tym bardziej konieczne, że od 2015 roku Rumunia ma przyjąć elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której Rosja jest przeciwna. Corlatean nie wyjaśnił, na czym miałoby dokładnie polegać przesunięcie aktywów NATO. Wyraził jednak zadowolenie z powodu przybycia do jego kraju sześciu amerykańskich myśliwców F-16 na wspólne manewry z armią rumuńską. Wyjaśniając, że Bukareszt stanowczo opowiada się za powstrzymaniem "wszelkiego ryzyka" rozszerzenia się wydarzeń na Krymie na południe Ukrainy do Odessy, i dalej w rejon Naddniestrza, Corlatean zaznaczył: "Spotkaliśmy się z przychylną reakcją w UE i NATO". - Mamy nadzieję, że dialog polityczny weźmie górę - dodał. Minister ocenił, że Rosja powinna dać konkretny dowód swojej dobrej woli poprzez udział w nowej rundzie negocjacji w sprawie Naddniestrza. Rozmowy te planowano jeszcze na kwiecień. - Jest bardzo ważne, by się odbyły, nawet z opóźnieniem, ponieważ to pokaże, czy jest ze strony Moskwy większa otwartość, czy też jej nie ma - wskazał szef rumuńskiej dyplomacji. Corlatean wyraził ubolewanie, że w debacie publicznej podkreśla się zależność Unii Europejskiej od rosyjskiego gazu. - Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, ponieważ Rosja jest również zależna od rynku europejskiego w sprzedaży swego surowca - podkreślił. Zależność Rumunii od rosyjskiego gazu waha się w granicach 10-20 procent, czyli jest niższa niż w przypadku wielu państw unijnych. Corlatean przyznał, że przestawienie się UE na innych dostawców gazu nie byłoby proste. - Jest to proces złożony, który pociąga za sobą koszty. Jednak w interesie Rosji jest liczyć się oczekiwaniami i wymogami UE - uważa szef rumuńskiej dyplomacji. Jak ocenił Corlatean, konfrontacja między Rosją a UE nie jest w niczyim interesie, ale jeśli Rosja wybierze zaostrzenie napięć "w mocy pozostaje wariant sankcji ekonomicznych ze strony UE".