"Zamiast przestrzegać zasad rządów prawa, Rosja im się przeciwstawia" i ignoruje normy międzynarodowe - podkreśla minister w artykule opublikowanym w anglojęzycznym miesięczniku "The Baltic Times". Jak dodaje, to ignorowanie norm wywołało spekulacje, że państwa bałtyckie mogłyby być następnym po Ukrainie celem agresji ze strony Rosji. Ale jego zdaniem porównania z Ukrainą są błędne i niebezpieczne, Łotwa jest bowiem w pełni zintegrowanym członkiem NATO i UE. Według Rinkeviczsa "nie ma bezpośredniego militarnego zagrożenia dla Łotwy, NATO czy Unii Europejskiej" ze strony Rosji. Minister wymienia przy tym rozmaite kroki, które zostały podjęte m.in. w ub.r. na szczycie NATO w Walii w celu zabezpieczenia Łotwy czy innych państw Europy Wschodniej przed potencjalną agresją. Wspomina w tym kontekście o tzw. szpicy, czyli powołanych przez NATO siłach zadaniowych bardzo wysokiej gotowości. Przypomina jednak, że na Krymie i wschodzie Ukrainy Rosja uciekła się do wojny hybrydowej, łącząc strategię konwencjonalną z tajnymi operacjami i wspierając je agresywną dyplomacją i medialną propagandą. "Złożona natura tego zagrożenia wymaga wielopłaszczyznowej odpowiedzi. Do zestawu jej narzędzi powinny należeć posunięcia pozwalające przeciwstawić się atakom informacyjnym, ekonomicznym i cyberatakom. Należy skorygować system wczesnego ostrzegania, by lepiej wychwytywał ataki paramilitarne. I musimy być gotowi do obniżenia progu odpowiedzi na ataki poniżej poziomu, do którego przywykliśmy" - zaznaczył Rinkeviczs w "The Baltic Times".