"Niemieckie Centrum do Walki z Terroryzmem (GTAZ) zdało egzamin umożliwiając policji i służbom stałą wymianę informacji" - powiedział de Maiziere. Jak zaznaczył, GTAZ potrzebowało po powstaniu w 2004 r. aż dwóch lat na "dotarcie się", gdyż w pracach tego gremium uczestniczy 40 różnych urzędów i służb. "Europejskie centrum antyterrorystyczne musiałoby koordynować działania 28 krajów, z których każdy ma niezliczoną liczbę służb. Wierna kopia niemieckiego systemu nie byłaby zdolna do funkcjonowania w Europie" - ocenił szef resortu spraw wewnętrznych. De Maiziere zaznaczył, że zwiększenie unijnych kompetencji w sprawach dotyczących walki z terroryzmem wymagałoby zmiany unijnych traktatów, co byłoby "bardzo czasochłonne". "Należy usprawniać współpracę w oparciu o kompetencje, jakimi obecnie dysponujemy" - uważa minister. Zwrócił także uwagę na opory wśród krajów UE w przekazywaniu informacji o potencjalnych terrorystach. "Europol dostaje 90 proc. swoich informacji o osobach stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa od pięciu krajów, w tym od Niemiec. Wiele krajów jest zainteresowanych takimi informacjami, ale wzbrania się przed udostępnieniem własnych danych. Niektóre rządy myślą zapewne: gdy ujawnimy, że mamy potencjalnych terrorystów, rzuci to negatywne światło na nasz kraj" - powiedział niemiecki minister. Jak dodał, podejście do wymiany informacji stopniowo zmienia się. "Obecnie Europol otrzymuje pięć razy więcej danych o terrorystach niż rok temu" - podkreślił. Zdaniem de Maiziere'a największym mankamentem jest brak powiązań między licznymi systemami europejskimi zawierającymi dane o podróżach, migracji i bezpieczeństwie. Istnieje system Eurodac - baza odcisków palców, mamy system informacyjny Schengen, a także system z informacjami o wystawionych wizach - wyliczał minister. Obecnie z każdego systemu trzeba oddzielnie wyszukiwać dane, co powoduje powstanie luk. "Potrzebny jest zintegrowany system obejmujący wszystkie te informacje" - zaznaczył. Postulaty powołania wspólnego europejskiego centrum antyterrorystycznego pojawiły się po zamachach w Paryżu i Brukseli. Zwolennikami tego pomysłu są m.in. prokurator generalny Niemiec Peter Frank i Niemiecki Związek Zawodowy Policjantów. W wywiadzie dla "Tagesspiegla" de Maiziere wyraził także pogląd, że Niemcy mają już za sobą kulminacyjny punkt kryzysu migracyjnego. "W marcu granicę bawarsko-austriacką przekraczało średnio 140 uchodźców dziennie" - powiedział minister. "Liczba przybywających do Niemiec drastycznie spadła" - podkreślił. Zastrzegł, że dalszy rozwój sytuacji zależy od realizacji porozumienia UE-Turcja. Istnieje ponadto niebezpieczeństwo, że po zamknięciu szlaku bałkańskiego imigranci mogą w przyszłości w większym niż dotychczas stopniu podróżować przez Libię do Włoch. W takim przypadku konieczne będzie podpisanie z krajami w Afryce Północnej umów wzorowanych na porozumieniu z Turcją - wskazał. Zgodnie z porozumieniem UE z Turcją - które zatwierdził w piątek wieczorem grecki parlament - od 4 kwietnia uchodźcy, którzy po 20 marca wjechali nielegalnie do Grecji, będą przenoszeni z tego kraju do Turcji. Za każdego Syryjczyka wydalanego z UE ma przybywać legalnie do UE inny Syryjczyk. Władze unijne szacują, że będzie to łącznie 72 tys. osób. Z Berlina Jacek Lepiarz