"Teraz przyjeżdżają do nas ludzie z innych kręgów kulturowych. W krajach, z których pochodzą, niestosowanie przemocy nie jest tak oczywiste jak u nas. Należy to jasno stwierdzić: trafiają do nas osoby, które w sytuacji konfliktowej natychmiast sięgają po przemoc" - mówił Hermann w poniedziałkowym wywiadzie dla regionalnego bawarskiego dziennika "Passauer Neue Presse". "Wynika to z tego, że sami doświadczyli przemocy w dużo większym stopniu niż my. Mamy tu zatem do czynienia z podwyższonym ryzykiem. Potwierdzają to zresztą statystyki" - dodał szef landowego MSW. Joachim Hermann był "spitzenkandidatem", czyli "lokomotywą wyborczą" bawarskich chadeków (CSU) w wyborach do Bundestagu w 2017 roku. Funkcję ministra spraw wewnętrznych w rządzie kraju związkowego pełni od 12 lat i szczyci się, że jego land ma najniższe wskaźniki przestępczości w całych Niemczech - takie jak przed 30 laty. Zastrzega jednak, że bez imigracji byłyby one jeszcze niższe. Ostatnie incydenty "Musimy uświadomić wszystkim idealistom, którzy uważają, iż w wyniku migracji nic się nie zmienia i mamy tylko trochę więcej multi-kulti, że tak nie jest. Obowiązuje co prawda prawo azylowe, ale nie możemy przyjmować każdego. To nas przerasta. Z każdym nowym migrantem, który do nas trafia, może być też związane nowe ryzyko" - zauważa Hermann, udzielając wywiadu po zbrodniach popełnionych w ubiegłym tygodniu przez migrantów. 29 lipca 40-letni Erytrejczyk Habte Araja wepchnął na dworcu we Frankfurcie nad Menem pod nadjeżdżający pociąg matkę z dzieckiem. Kobieta zdołała się uratować. Jej ośmioletni syn zginął na miejscu. Trzy dni później na jednym z osiedli w Stuttgarcie podający się za Syryjczyka Palestyńczyk z Jordanii Issa Mohammed rozsiekał swojego byłego współlokatora samurajskim mieczem na oczach licznych świadków i 11-letniej córki ofiary. Sprawca dostał się do Niemiec w 2015 roku, udając syryjskiego uchodźcę. Jako obywatel Jordanii - jest ona na liście bezpiecznych krajów pochodzenia - nie otrzymałby azylu. Z kolei w poniedziałek 14-letni Irakijczyk próbował na pływalni w Monachium zgwałcić 13-letnią dziewczynkę. Był już wcześniej notowany przez policję. "Rozwiązanie jest jedno: konsekwencja. Konsekwentne działanie, konsekwentne karanie, a w razie potrzeby - konsekwentne deportacje" - takie postępowanie doradza Joachim Hermann w przypadku migrantów, którzy popadają w konflikt z prawem. "Rozporządzenia dublińskie nie działają jak trzeba" Szef bawarskiego MSW domaga się też zmian w rozporządzeniach dublińskich, dotyczących zasad rozpatrywania wniosku o azyl przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. "To nie działa jak trzeba. Oczywiście nie możemy wszystkich problemów przerzucić na państwa na granicach zewnętrznych Unii, ale nie może być też tak, że nie trzymają się one reguł gry i tylko przepuszczają przez swoje terytorium migrantów" - oznajmił chadecki polityk, którego partia wchodzi w skład rządu Angeli Merkel na poziomie federalnym. Zgodnie z rozporządzeniem Dublin III za rozpatrzenie wniosku o ochronę międzynarodową jest odpowiedzialne pierwsze państwo UE, na którego terytorium imigrant postawił stopę. Zgodnie z tą zasadą Niemcy - które nie są państwem granicznym UE - powinny rozpatrywać jedynie wnioski tych, którzy trafiają do nich drogą powietrzną. "Należy jasno powiedzieć: wielu przyjeżdża do Europy, bo tak naprawdę chce trafić do Niemiec. Niemcy oferują najlepsze zasiłki socjalne i najlepsze możliwości na rynku pracy. Najwyraźniej nie możemy zatem pozwolić sobie na całkowicie otwarte granice wewnątrz UE. Zwłaszcza, kiedy granice zewnętrzne nie są dobrze zabezpieczone. Musimy wiedzieć, kto do nas przyjeżdża. Dlatego potrzebujemy wewnątrz UE inteligentnych kontroli granicznych: takich, które nie spowodują wiecznych korków" - postuluje Hermann. Koalicjanci i opozycja krytykują Wypowiedzi ministra wywołały ostra krytykę ze strony współrządzących w RFN socjaldemokratów (SPD) oraz opozycyjnych Zielonych i postkomunistycznej partii Lewica. Hermannowi zarzucono m.in. "głupotę", "populizm" czy "zachowanie niegodne ministra". Według sondażu opublikowanego w poniedziałek przez magazyn "Focus" 30,2 proc. Niemców nie czuje się w swoim kraju bezpiecznie. Półtora miesiąca temu deklarowało tak 25,2 proc. ankietowanych. Według instytutu badań opinii społecznej Civey, który regularnie przeprowadza sondaż, wzrost poczucia zagrożenia jest związany z ostatnimi zbrodniami popełnionymi przez imigrantów.