To ostatni akord rozłamu w rządzącej partii Lud Wolności, z której szef niższej Izby parlamentu odszedł niedawno z grupą ponad 30 swych zwolenników. Osłabiło to rząd Silvio Berlusconiego. Wkrótce potem wydawany przez brata szefa rządu dziennik "Il Giornale" oskarżył Gianfranco Finiego o to, że podarował 50-metrowe mieszkanie w Monte Carlo, zapisane w spadku przez właścicielkę jego poprzedniej partii - Sojuszowi Narodowemu, bratu swej życiowej partnerki Elisabetty Tulliani, matki jego małych dzieci. Jej brat, Giancarlo Tulliani, tłumaczy, że mieszkanie, które zostało potem sprzedane firmie z jednego z "rajów podatkowych", wynajmuje. Gazeta twierdzi natomiast, że jest jego właścicielem zarzucając Gianfranco Finiemu, że przywłaszczył sobie własność partii, a następnie podarował je szwagrowi. Zdaniem większości komentatorów, kampania "Il Giornale" była napastliwym atakiem na Piniego, czy wręcz odwetem za rozejście się jego dróg z Berlusconim po 16 latach współpracy koalicyjnej w trzech rządach. Po tym jak przez wiele dni "Il Giornale" publikowało kolejne dokumenty na temat apartamentu, by poprzeć swą tezę o domniemanym oszustwie, w sobotę nadane zostało bardzo oczekiwane oświadczenie Gianfranco Finiego, który do tej pory odrzucał wszystkie zarzuty. Fini powiedział, że jeżeli okaże się, iż to Giancarlo Tulliani jest właścicielem mieszkania, ustąpi ze stanowiska Izby Deputowanych. Przypomniał, że on sam jest jednym z nielicznych włoskich polityków, który nie był nigdy zamieszany w żadną sprawę sądową, co było przede wszystkim aluzją pod adresem uwikłanego w procesy Berlusconiego. Szef Izby Deputowanych wyjaśnił, że mieszkanie zostało sprzedane w 2008 roku za 300 tysięcy euro firmie z wyspy St. Lucia, wskazanej przez Tullianiego. "Dopiero po sprzedaży dowiedziałem się, że w domu tym mieszka pan Giancarlo Tulliani. Fakt ten wywołał u mnie kolosalną wściekłość, chociaż Tulliani powiedział mi, że płaci regularny czynsz za wynajem i że pokrył koszty remontu"- mówił Fini w oświadczeniu. Przyznał następnie, że nie wie, czy brat jego narzeczonej jest właścicielem domu. "Jeżeli wyjdzie na jaw, że Tulliani jest właścicielem i że moja dobra wiara została zdradzona, bez wahania ustąpię ze stanowiska przewodniczącego Izby"- oświadczył Gianfranco Fini, którego dymisji z powodów politycznych domaga się kierownictwo Ludu Wolności zarzucając mu, że zachowuje się jak opozycja. Fini zaapelował też zwracając się, jak należy sądzić, do gazety brata Berlusconiego: "Niech ten, kto nieodpowiedzialnie przekształcił tę zabawę w masakrę, zatrzyma się".