Do tragedii doszło w połowie maja w niewielkim mieście w Teksasie. Sześciolatek został właśnie odebrany przez swojego tatę z przedszkola. Przez chwilę szli w trójkę - wraz z 11-letnim bratem. Gdy weszli na podjazd Elijah, starszy syn, skręcił w lewo, a jego ojciec Matthew i Grayson - w prawo. Powiedział synowi, że go kocha. Wtedy uderzył w nich piorun Szli trzymając się za rękę. - Kocham cię, koleżko - 34-latek zwrócił się do sześciolatka. W tym momencie uderzył w nich piorun. "Siła błyskawicy zwaliła ich z nóg" - czytamy na portalu "New York Post". Upadli na chodnik, uderzając o niego głową. Członkowie rodziny rzucili się w ich stronę, próbując odwrócić swoich bliskich na plecy. Gdy zobaczyli twarz ojca, okazało się, że już kompletnie sina. Jak relacjonują lokalne media, sąsiedzi natychmiast przyłączyli się do reanimacji, jednak mężczyzny nie udało się uratować. Sześciolatek trafił do szpitala. Walka o jego życie trwała miesiąc. Chłopiec przez cztery tygodnie przebywał w śpiączce. Walka o życie chłopca porażonego piorunem Jak podaje magazyn "People", cytując jednego z członków rodziny, Grayson po wypadku miał wiele napadów padaczki. Z tego powodu został umieszczony pod respiratorem, który miał podtrzymywać jego funkcje życiowe i pomóc mu oddychać. Rezonans magnetyczny wykazał z kolei uszkodzenie płatu czołowego i nerwu wzrokowego. W czwartek rodzina poinformowała, że Grayson został odłączony od respiratora i oddycha samodzielnie. Lekarze podkreśli jednak, że jest mało prawdopodobne, aby chłopiec przeżył.- Modlitwy o jego wybudzenie napływały z każdej strony świata - relacjonowała rodzina. Niestety, jak podaje New York Post, przedszkolak zmarł w piątek o świcie czasu lokalnego. Pogrążeni w żałobie bliscy w opublikowanym oświadczeniu poinformowali, że "Grayson dołączył do swojego taty".