Z braku możliwości przyjęcia formalnego, politycznego porozumienia w sprawie globalnego ocieplenia szczyt klimatyczny w Kopenhadze "odnotował" - jak to ujęto - dokument porozumienia przyjętego w nocy z piątku na sobotę przez grupę 28 najbardziej rozwiniętych krajów. - Być może nie jest to, czego byśmy oczekiwali, lecz ta decyzja konferencji stron (konwencji klimatycznej ONZ) jest kluczowym etapem - powiedział sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun podczas briefingu prasowego. Dania może być dumna ze swoich starań o osiągnięcie zgody na konferencji klimatycznej w Kopenhadze - ocenił w sobotę Lars Lokke Rasmussen, premier Danii - gospodarza szczytu. - Nie wierzę, by można było w historii znaleźć przykłady, aby w tej samej sali zobaczyć pracujących w grupie prezydentów: amerykańskiego, brazylijskiego, RPA, Indii oraz szefów państw europejskich i małych wysp, którym najbardziej zagraża ocieplanie klimatu - podkreślił. W Kopenhadze nie doszło jednak do ustalenia wiążących redukcji CO2 po roku 2012. W trzystronicowym dokumencie porozumienia zrezygnowano z liczbowych celów redukcji emisji gazów cieplarnianych w skali całego świata. Ograniczono się jedynie do zapisu, że działania na rzecz ich zmniejszenia powinny być wystarczające, aby wzrost temperatury na świecie do 2050 r. nie przekroczył 2 st. C w porównaniu z epoką przedindustrialną. Uzgodniono również, że państwa uprzemysłowione w latach 2010-2012 przekażą krajom rozwijającym się 30 mld dolarów na walkę ze zmianami klimatu. W kolejnych latach, do 2020 r., mają na ten cel przeznaczać po 100 mld rocznie. W dokumencie poruszono również problem weryfikacji działań podejmowanych przez państwa rozwijające się na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi. Był to jeden z głównych punktów stojących na przeszkodzie porozumieniu, ponieważ Chiny nie dopuszczały możliwości międzynarodowych inspekcji. Ostatecznie uzgodniono, że gospodarki rozwijające się będą samodzielnie nadzorowały swoje działania, raz na dwa lata przekazując wyniki ONZ. Porozumienie, wypracowane dzięki bilateralnym spotkaniom liderów największych państw, zwłaszcza prezydenta USA Baracka Obamy i premiera Chin Wena Jiabao, ostro skrytykował Lumumba Stanislas Di-Aping, szef delegacji Sudanu i przewodniczący grupy G77. - Popełniono dziś poważne wykroczenie przeciwko ubogim, przeciwko tradycji przejrzystości i partycypacji na równych prawach wszystkich stron konferencji, a także przeciwko zdrowemu rozsądkowi - powiedział. Suchej nitki na ugodzie nie pozostawiły również organizacje pozarządowe. - Dostrzeżono potrzebę utrzymania wzrostu temperatur w granicach dwóch stopni, ale nie zobowiązano się, aby tego dokonać" - wskazał Jeremy Hobbs, prezes Oxfam International. Lider Greenpeace'u Kumi Naidoo określił Kopenhagę jako "miejsce zbrodni na klimacie". "Negocjacje pod egidą ONZ zakończyły się porażką, bo nie zaowocowały porozumieniem, które choć na jotę zbliża się do tego, co niezbędne, by powstrzymać zmiany klimatyczne" - głosi oświadczenie organizacji. Z kolei szef organizacji Friends of the Earth International Nnimmo Bassey uznał wynik konferencji w Kopenhadze za "katastrofę dla biednych", skazującą ich na skutki zmian klimatycznych. Podsumowując szczyt prasa europejska waha się między określeniem go jako "fiaska", albo "połowicznego fiaska".