Tusk ocenił, że środowe spotkanie przywódców UE służyło rozpoznaniu opinii "głównych aktorów strefy euro" przed czerwcowym szczytem, a te różnią się zwłaszcza w sprawie euroobligacji. - Są rzecznicy tego, żeby takie euroobligacje powstały; jest cała grupa państw jednoznacznie sceptycznych wobec tego projektu, a więc nie należy się spodziewać w tej najbardziej interesującej przed tym spotkaniem sprawie jakiegoś rozstrzygnięcia zarówno dziś, jak i w pespektywie najbliższych tygodni - ocenił. Dodał, że Polska "nie jest ani za, ani przeciw euroobligacjom" - zależy jej natomiast na rozwiązaniu kryzysu strefy euro. Nieformalny szczyt w formie kolacji, choć oficjalnie dotyczył polityki wsparcia wzrostu, został zdominowany przez kryzys strefy euro. Prezydent Hollande namawiał do projektu emisji przez strefę euro wspólnych papierów dłużnych - euroobligacji, które zdaniem ich zwolenników są jedynym szybkim wyjściem z kryzysu w strefie euro. Na to jednak nie zgadzają się niektóre kraje z Niemcami na czele, które cieszą się obecnie najwyższą oceną wiarygodności kredytowej i w związku z tym ponoszą najniższe koszty obsługi swego długu. Tusk zaznaczył, że w sprawie Grecji na szczycie wszyscy mieli poczucie "może nie grozy, ale diabelnie ciężkiego wyzwania w sprawie Grecji". - Szczególnie ciepłe uczucia i współczucie budził nowy, tymczasowy premier Grecji (do wyborów - PAP). Nad dzisiejszym spotkaniem wisi ponury znak zapytania, ponieważ ciągle brakuje kilku tych stricte politycznych odpowiedzi - powiedział. Poinformował, że ogólną, ale "bezdyskusyjną" konkluzją środowego spotkania jest, że "nie można poświęcić dyscypliny (finansowej) modelu niemieckiego na rzecz wzrostu, ale też nie można poświęcić wzrostu na rzecz tej dyscypliny". - Trzeba szukać rozwiązań, które umożliwią finansowanie wzrostu, ale nie poprzez zadłużanie się - dodał. Ocenił, że z tej perspektywy m.in. polski głos, żeby nie marnować narzędzia inwestycyjnego, jakim jest budżet UE, "zyskuje coraz więcej akceptacji". "Uważam, że to jest dobry wstęp, aby przekonywać do tego, żeby pieniądze na spójność, na inwestycje infrastrukturalne, nie były cięte. Takiego zapału do cięcia jest dużo mniej niż jeszcze kilka tygodni temu" - zaznaczył. Na marginesie szczytu w Brukseli Tusk spotkał się z Hollande'em; ocenił, że rozmowa była "bardzo serdeczna", a prezydent Francji wyraził zainteresowanie "rewitalizacją formatu Trójkąta Weimarskiego", czyli forum kontaktów i współpracy między Paryżem, Berlinem a Warszawą. Zdaniem Tuska, także w sprawie negocjacji budżetu UE na lata 2014-20, Hollande "ma bliższe" Polsce stanowisko niż dotychczasowy prezydent Nicolas Sarkozy. Tusk w kuluarach środowego spotkania rozmawiał też z przywódcami o Ukrainie i mistrzostwach Euro 2012. - Tak się umawiałem z kolegami i z koleżankami, że kilka słów powiem na temat Ukrainy i tego - w cudzysłowie - bojkotu Euro 2012. Wszyscy, mam wrażenie, przyjęli z ulgą tę propozycję, aby przyjeżdżać i do Polski i na Ukrainę na mistrzostwa i że nie ma to nic wspólnego z akceptacja dla działań rządu ukraińskiego wobec Julii Tymoszenko - powiedział wychodząc ze szczytu Tusk. - Otrzymałem informację, że właściwie wszyscy, którzy interesują się futbolem, będą obecni oczywiście w Warszawie i na innych polskich stadionach, ale także będą się wybierali na Ukrainę. Znaczenie ma też tutaj stanowisko samej Julii Tymoszenko; nasz wiceszef PE Jacek Protasiewicz przywiózł informację bezpośrednio (od niej), że także jej zależy na tym, aby mistrzostwa Europy nie były bojkotowane - relacjonował premier. - Ta sprawa znalazła właściwie swój zupełnie bezkonfliktowy finał. Pierwsza Angela Merkel powiedziała mi, że bojkot to było jakieś nieporozumienie i sama jest zainteresowana także obecnością na kilku meczach - podkreślił Tusk. Wspomniał, że Hollande "zapowiedział wizytę w Polsce lub na Ukrainie już przy Euro 2012, jeśli Francja awansuje z grupy". Jednak na swojej konferencji prasowej Hollande pytany, czy wybiera się na Ukrainę, odparł (cytowany przez AFP): "lubię futbol, ale to, co dzieje się na Ukrainie, jest problemem".