Szefowie państw i rządów po raz pierwszy tak długo debatowali na temat kolejnej unijnej siedmioletniej perspektywy budżetowej, wychodząc tym razem poza kwestie harmonogramu. Źródła unijne, z którymi rozmawiała PAP, relacjonowały, że stanowiska przedstawione przez liderów państw UE potwierdziły istnienie dotychczasowych podziały w sprawie. Rada Europejska, przyjmując z zadowoleniem dotychczasowe prace, wezwała nadchodzącą, rumuńską prezydencję do kontynuowania rozmów i opracowania wytycznych do kolejnego etapu negocjacji, "aby osiągnąć porozumienie na szczycie Rady Europejskiej jesienią 2019 r.". Polska należy do państw, które nie chcą pośpiechu w tej sprawie. "Ten termin uważamy, delikatnie mówiąc, za bardziej realistyczny niż dotychczasowy. Jest on zgodny z naszym poglądem na tę sprawę" - mówił jeszcze przed rozpoczęciem szczytu premier Mateusz Morawiecki. Polska - jak wynika z propozycji KE - będzie w grupie krajów najbardziej dotkniętych cięciami w budżecie UE. Na lata 2021-2027 nasz kraj miałby otrzymać 64 mld euro w ramach polityki spójności. Cięcia wynoszące ponad 23 proc. oznaczają, że do Polski trafiłoby 19,5 mld euro mniej niż obecnie. Warszawa protestuje przeciwko takiemu rozwiązaniu, proponując zwiększenie składek narodowych, by nieco załatać dziurę powstałą w związku z brexitem, ale państwa europejskiej Północy - z Holandią na czele - są przeciwko zwiększaniu rozmiaru kontrybucji do unijnej kasy. Z Brukseli Krzysztof Strzępka