Szczyt odbywa się kilka godzin po zakończeniu negocjacji tzw. czwórki normandzkiej w Mińsku. Przywódcy Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji uzgodnili tam porozumienie mające na celu zakończenie walk na wschodniej Ukrainie. Oczekuje się, że niemiecka kanclerz Angela Merkel i prezydent Francji Francois Hollande, którzy byli mediatorami podczas rozmów, przedstawią unijnym przywódcom szczegóły porozumienia. Do Brukseli przybył także prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Wynikiem 17-godzinnych negocjacji w Mińsku jest podpisane przez grupę kontaktową w sprawie Ukrainy (OBWE, Rosja, Ukraina) oraz prorosyjskich separatystów porozumienie, zgodnie z którym o północy z soboty na niedzielę ma wejść w życie zawieszenie broni. Wycofani mają też zostać bojownicy i broń ciężka. Uzgodniono również utworzenie strefy buforowej o szerokości od 50 do 70 km. Komentując na gorąco wyniki mińskich rozmów wielu unijnych przywódców podkreślało, że należy poczekać, czy uzgodnienia te zostaną faktycznie wdrożone i ustaną walki na wschodzie Ukrainy. "Prawdziwym testem będzie respektowanie zawieszenia broni na miejscu. Pierwsze porozumienie w Mińsku, nie było, jak pamiętacie, respektowane" - powiedział dziennikarzom przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. "Ważne, by za słowami poszły czyny" Angela Merkel powtórzyła po przybyciu do Brukseli, że mińskie uzgodnienia są "iskierką nadziei - ni mniej, ni więcej". - Ważne jest, by za słowami poszły czyny - powiedziała. Także Hollande ocenił, że porozumienie jeszcze "nie gwarantuje trwałego sukcesu". Według niego najbliższe godziny będą decydujące. Brytyjski premier David Cameron również zaznaczył, że "bardziej niż słowa zapisane na kartce papieru, liczyć się będą działania na miejscu". - Prezydent Władimir Putin musi wiedzieć, że jeśli nie zmieni się jego zachowanie, to sankcje, które obowiązują, nie zostaną zmienione - dodał Cameron. Z kolei prezydent Litwy Dalia Grybauskaite oceniła, że uzgodnienia z Mińska są słabe i jedynie częściowe, bo nie rozwiązano problemu uszczelnienia granicy ukraińsko-rosyjskiej. Zdaniem szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, jeżeli faktycznie dojdzie do trwałego zawieszenia broni na wschodniej Ukrainie, "będzie to ogromny postęp". - To daje nadzieję szczególnie ludności na wschodniej Ukrainie, której nie należy dostarczać broni, ale pieniądze i stabilność gospodarczą - powiedział Schulz. - Jeśli zawieszenie broni się nie utrzyma, dojdzie do głębokiego kryzysu - dodał Schulz. Drugim tematem czwartkowego szczytu UE będzie walka z terroryzmem. Na rozszerzenie programu obrad o ten problem zdecydowano się po styczniowych zamachach w Paryżu, w których zginęło 17 osób. Ze szczytu ma popłynąć przesłanie, że UE ma wiele narzędzi skutecznego zwalczania terroryzmu, ale nie zawsze z tych narzędzi korzysta, dlatego należy to poprawić. Chodzi np. o lepszą wymianę informacji między służbami państw UE, harmonizację zasad dotyczących poziomów zagrożenia terrorystycznego, czy też współpracę w dziedzinie zwalczania nielegalnego handlu bronią. Przywódcy ponownie zaapelują do PE Przywódcy ponownie zaapelują też do Parlamentu Europejskiego o możliwie najszybsze przyjęcie dyrektywy o wymianie danych pasażerów (PNR - Passenger Name Record). Opowiedzą się też za wykorzystaniem elastyczności kodeksu granicznego Schengen, tak by lepiej chronić granice zewnętrzne UE. Pierwotny temat szczytu, czyli pogłębianie unii gospodarczej i walutowej, nadal jest w programie obrad, jednak może zostać przysłonięty przez problem Grecji. Nowy lewicowy rząd tego kraju z premierem Aleksisem Ciprasem na czele zapowiada, że nie wystąpi o przedłużenie programu pomocy kredytowej, który wygasa 28 lutego. Grecja apeluje do unijnych partnerów o udzielenie jej "finansowania pomostowego", które pozwoli na przygotowanie planu uzdrawiania gospodarki i restrukturyzacji długu. Większość krajów strefy euro sceptycznie podchodzi do postulatów Greków. Szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem ma zdać przywódcom relację z środowego spotkania eurogrupy w sprawie Grecji, na którym nie doszło jednak do porozumienia.