Przywódcy UE zaakceptowali ugodę z Polską i Węgrami, którą wstępnie zaproponowano już wczoraj. - Mechanizmy uruchamiania funduszy muszą być jasne. Nie mogą podlegać żadnym arbitralnym decyzjom. Nie mogą podlegać decyzjom motywowanym politycznie - tak premier Mateusz Morawiecki bronił tego kompromisu tuż przed dzisiejszymi obradami. Brak entuzjazmu mocno okazywał premier Holandii Mark Rutte, ale zażądał tylko odpowiedzi na trzy pytania. Co na to Parlament Europejski? Petri Sarvamaa, pilotujący "pieniądze za praworządność" w europarlamencie, dał znać na Twitterze, że jest zadowolony. Czy służby prawne Rady UE uznają ugodę za legalną? Te służby ją napisały, więc twierdząca odpowiedź (choć jej pospiesznie opracowanie potrwało parę godzin) była przewidywalna. Ugoda na razie "zamraża" reformę, więc trzecie pytanie Ruttego, skierowane do Ursuli von der Leyen, brzmiało: Czy w przyszłości Komisja będzie stosować "pieniądze za praworządność" niejako wstecznie, również do płatności unijnych już z 2021 r.? Zapisy o kompromisie tego w żadnym razie nie wykluczają, więc Holender powiedział "tak". Warszawa i Budapeszt ugodowo Mateusz Morawiecki i Viktor Orban musieli dziś pogodzić się z "czerwoną linią" Parlamentu Europejskiego oraz innych krajów Unii, które kategorycznie odrzucały możliwość zmian w projekcie rozporządzenia "pieniądze za praworządność". W zamian uzgodniono na szczycie UE polityczne "opakowanie", by pomóc Polsce i Węgrom w przełknięciu tej reformy. Głównym zyskiem obu krajów jest rzeczywiste, choć dokonane w sposób nielegislacyjny, odsunięcie stosowania rozporządzenia do 2022 czy nawet 2023 r. Żadnych dat na razie nie zapisano, ale ustalono, że w razie zaskarżenia reformy do Trybunału Sprawiedliwości UE (chce to zrobić Warszawa i Budapeszt) Komisja Europejska poczeka z opracowaniem swych wytycznych do rozporządzenia, by "włączyć do nich wnioski" z wyroku TSUE. Polsko-węgierska skarga - zgodnie ze zwykłymi unijnymi regułami - powinna być wniesiona do lutego-marca 2021 r., ale jej rozpatrzenie przez TSUE może zająć nawet dwa lata, więc Komisja ruszy ze swymi wytycznymi prawdopodobnie dopiero w 2022 r. Drugim sposobem odwleczenia reformy jest obietnica szczytu UE, że rozporządzenie będzie stosowane tylko do płatności za projekty z budżetu UE i Funduszu Odbudowy zainicjowane po 2020 r. A przykładowo w polityce spójności projekty zatwierdzone dziś (w ramach kończącej się siedmiolatki budżetowej) mogą mieć spłacane faktury przesyłane do Brukseli przez trzy lata, czyli aż do grudnia 2023. I zgodnie z dzisiejszą ugodą będą wyjęte spod zasady "pieniądze za praworządność". Mało groźny projekt dla Polski - Odsunięcie ryzyka cięć do co najmniej 2022 r. było postulatem Orbana, który wykorzystał Polskę do wzmocnienia swego stanowiska negocjacyjnego. Polska nie ma teraz trudnych historii z unijnymi pieniędzmi, ale to Orban ma wybory w 2022 r. i co najmniej do tego czasu nie chce żadnych zakłóceń - tłumaczy w rozmowie z Deutsche Welle zachodni dyplomata, zaznajomiony z rokowaniami ostatnich tygodni. Projekt "pieniądze za praworządność" został w ostatnich miesiącach tak rozwodniony, że przynajmniej na tym etapie, jak uważa kilku rozmówców Deutsche Welle, jest dla władz Polski mało groźny. Dotyczy bowiem naruszeń praworządności z "dostatecznie bezpośrednim wpływem na zarządzanie funduszami UE i ochronę interesów Unii" (lub takim "poważnym ryzykiem"). - Ale powinien odstraszać od dalszej degeneracji wymiaru sprawiedliwości w Polsce - tłumaczy jeden z urzędników UE. Ponadto w deklaracji interpretacyjnej powtórzono innymi słowami kwestie, które i tak jasno wynikają z samego rozporządzenia, czyli że będzie stosowane m.in. obiektywnie, niedyskryminacyjnie, bez wykraczania poza kompetencje UE (czyli np. bez wchodzenie w prawo rodzinne). Dodatkowo trochę wzmocniono obietnicę z preambuły rozporządzenia, że kraje zagrożone cięciem funduszy mogą prosić o dyskusję na szczycie UE. "Rada Europejska będzie dążyć do sformułowania wspólnego stanowiska w tej sprawie" - uzgodniono na szczycie w Brukseli, ale to nie oznacza wymogu jednomyślności. Takie wnioski Komisji Europejskiej będą wymagać głosów co najmniej 15 z 27 krajów Unii (z 65 proc. ludności Unii). Przywódcy UE na swych szczytach nie stanowią prawa, ale dzisiejsze gwarancje są mocno wiążące w znaczeniu politycznym także dlatego, że członkiem obradującej dziś Rady Europejskiej (czyli szczytu UE) jest Ursula von der Leyen jako szefowa Komisji Europejskiej, do której należy ewentualne inicjowanie procedur zawieszania funduszy. Unia nie może prawnie zobowiązać się, że nie będzie zaostrzać reguły "pieniądze za praworządność" w przyszłości, ale z przyjętej formuły pośrednio wynika, że - co podkreśla polska dyplomacja - możliwe zmiany powinny być zatwierdzane na szczytach UE, czyli z zasadą konsensusu. Kapitulacja wtorkowa Dzisiejsze "opakowanie" interpretacyjno-gwarancyjne składa się z obietnic, które poufnie dyskutowano w Brukseli i Berlinie już nawet przed publiczną zapowiedzią weta budżetowego. - Pomysł z zaangażowaniem TSUE był na stole już w lipcu, ale ostatecznie ani go nie doprecyzowano, ani nie użyto podczas ówczesnego szczytu budżetowego - wyjaśnia jeden z rozmówców Deutsche Welle w Brukseli. Kompromis był w ostatnich tygodniach negocjowany z Polską i Węgrami przez Berlin, który o stanie rozmów informował szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela. Jednak dopiero po rozmowach Orbana w Warszawie 8 grudnia stało się jasne, że oba kraje ustąpiły i godzą się na pakiet - niezmienione rozporządzenie plus "opakowanie". Tuż wcześniej Bruksela potęgowała presję, opracowując plany szybkiego wdrożenia zmodyfikowanego Funduszu Odbudowy bez wetującej Polski i Węgier. - Im ultimatum stawało się wiarygodniejsze, tym bardziej prawdopodobne było, że nie będzie konieczności użycia tej broni nuklearnej - relacjonuje jeden z dyplomatów UE. Dzisiejsza ugoda w Brukseli otwiera drogę do sformalizowania zgody krajów Unii oraz Parlamentu Europejskiego na "pieniądze za praworządność" (głosowanie w przyszłym tygodniu), na budżet 2021-27 oraz przepisy niezbędne dla Funduszu Odbudowy, które powinny być ratyfikowane przez parlamenty krajów Unii do lutego-kwietnia 2021 r. Dla Polski przewidziano około 123 mld euro dotacji (w tym 27 mld z Funduszu Odbudowy). Ponadto Polska może liczyć na około 32 mld euro tanich pożyczek z Funduszu Odbudowy. Tomasz Bielecki / Redakcja Polska Deutsche Welle