W wywiadzie dla piątkowego wydania dziennika "Il Giornale" minister powiedział, że terroryści wysłali sygnał do amerykańskiego prezydenta-elekta Baracka Obamy. Frattini podkreślił, że nie wierzy, iż za atakami w Bombaju stoi nikomu nieznana organizacja Mudżahedini Dekanu, która przyznała się do zamachów. Dla niego jasne jest, że zorganizowała je Al- Kaida. Zdaniem włoskiego ministra świadczy o tym sposób przygotowania, strategia i siła zamachów oraz ich cel - miejsca, w których prosperuje turystyka. Ponadto minister zwrócił uwagę, że terroryści szukali w hotelach ludzi z amerykańskim lub brytyjskim paszportem. - To nie jest możliwe, by były to jakieś odizolowane grupy - powiedział Frattini odnosząc się do sprawców masakry w Bombaju. Szef włoskiego MSZ uważa, że ataki to realizacja wcześniejszych gróźb Al-Kaidy, skierowanych po zwycięstwie Baracka Obamy w wyborach prezydenckich w USA. - Oni zrozumieli doskonale, że sam Obama nie przyjdzie z gałązką oliwną. Przeciwnie - wraz z jego prezydenturą terroryzm może płakać gorzkimi łzami - oświadczył Frattini. W jego opinii "należy przede wszystkim zaangażować inne kraje w wojnę z terroryzmem". - Indie, które są rozmówcą G8 na poziomie ekonomicznym, muszą stać się w takim samym stopniu protagonistą frontu walki z terroryzmem - zauważył Frattini. Poza tym nie można - dodał - ograniczać dialogu z państwami rozwijającymi się tylko do samego rozwoju gospodarczego, bo one także stają się celem terroryzmu. - Zawsze mówiłem: nikt nie jest bezpieczny. Ostatnio zostały skierowane pogróżki pod adresem USA, ale także państw zachodnich, które mają wojska w Afganistanie i jest to dowód na to, że Al- Kaida nie rozmontowała swojej struktury - powiedział Frattini.