Przypomnijmy, że w sobotę w Charlottesville w stanie Wirginia odbyła się manifestacja z udziałem neonazistów przeciwko planowanemu usunięciu symboli Konfederacji - sojuszu południowych stanów, które sprzeciwiały się zniesieniu niewolnictwa. Demonstranci mieli ze sobą m.in. flagi, na których namalowane były swastyki. Manifestacji tej towarzyszyła kontrmanifestacja. Została ona zaatakowana przez jednego z neonazistów. Samochód wjechał w tłum protestujących - 32-letnia Heather Heyer zginęła, a kilkanaście osób zostało rannych. Początkowo Donald Trump potępił przemoc "po obu stronach", za co spadła na niego ogromna fala krytyki. Po 48 godzinach prezydent odczytał przemówienie, w którym zdecydowanie potępił neonazistów. Jednak we wtorek, podczas konferencji prasowej poświęconej projektowi infrastrukturalnemu, Trump znów mówił spontanicznie i relatywizował wydarzenia w Charlottesville. "Moje pierwsze oświadczenie to było dobre oświadczenie. Nie znacie wszystkich faktów. (...) Pierwsze oświadczenie było znakomite. (...) Gdyby prasa była uczciwa, pochwaliłaby mnie za nie" - zwrócił się do dziennikarzy. "Przepraszam, ale co ze środowiskami lewackimi (oryg. alt-left), które zaatakowały środowiska nacjonalistyczne (oryg. alt-right)? Czy oni nie poczuwają się do winy?" - pytał Trump. "Po drugiej stronie mieliśmy grupę, która zaatakowała bez pozwolenia i była bardzo, bardzo agresywna" - mówił o kontrmanifestujących prezydent. Gdy wśród dziennikarzy wybuchła wrzawa, Trump zwrócił się do nich: "Cisza, fake news". "Potępiłem neonazistów, ale nie wszyscy z demonstrujących byli neonazistami, nie wszyscy byli białymi nacjonalistami" - podkreślił prezydent USA, po czym stwierdził, że to kontrmanifestujący zaatakowali jako pierwsi. "Po obu stronach byli bardzo źli ludzie oraz bardzo dobrzy ludzie" - ocenił Donald Trump. Gdy zapytano Trumpa, czy popiera białych nacjonalistów, prezydent odparł: "George Washington był właścicielem niewolników. Czy będziemy teraz obalać jego pomniki?". "W grupie manifestujących (razem z neonazistami - przyp. red.) byli niewinni ludzie protestujący legalnie. Nie wiem, czy wiecie, ale oni mieli pozwolenie. Ta druga grupa nie miała" - podkreślił prezydent. Już oddalając się od podium, Donald Trump pochwalił się, że ma w Charlottesville winiarnię. Konferencję Trumpa skrytykowali właściwie wszyscy pytani o to politycy, niezależnie od partyjnej przynależności. Prezenterka Fox News Kat Timpf nazwała wystąpienie Trumpa mianem "obrzydliwego". Mitt Romney napisał na Twitterze: "Nie, to nie jest to samo. Po jednej stronie mamy rasistów, ksenofobów i neonazistów. Druga strona sprzeciwia się rasizmowi i ksenofobii. Moralnie - dwa różne światy". Również spiker Izby Reprezentantów Paul Ryan nie znalazł w sobie wyrozumiałości dla słów prezydenta. "Musimy powiedzieć to jasno. Biały nacjonalizm jest obrzydliwy. Ksenofobia jest przeciwieństwem wartości kształtujących nasze państwo. Tu nie ma miejsca na żadną moralną dwuznaczność" - napisał". Nie znalazł się ani jeden republikański polityk, który stanąłby w obronie Donalda Trumpa. Otoczenie prezydenta nieoficjalnie przyznaje, że słowa Trumpa nie były planowane, a konferencja miała dotyczyć wyłącznie infrastruktury. (mim)