Dowódca SDF Mazlum Kobani powiedział w stacji telewizyjnej Ronahi TV, że porozumienie jest "tylko początkiem" i ogranicza się do rejonów przygranicznych między miastami Ras al-Ain i Tal Abijad. Dodał, że jest przekonany, iż porozumienie nie umożliwi Turcji osiągnięcia celów, które wyznaczyła sobie, rozpoczynając ofensywę na północną Turcję w ub. tygodniu. Wiceprezydent USA Mike Pence ogłosił w czwartek po rozmowach z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem, że Ankara zgodziła się na zawieszenie broni w Syrii, a sankcje USA wobec Turcji zostaną zniesione. Strona turecka twierdzi, że otrzymała to, co chciała, czyli bezpieczną strefę przygraniczną. Zgodnie z porozumieniem Turcja na 120 godzin zawiesi wszystkie operacje militarne, by pozwolić kurdyjskim bojownikom na opuszczenie przygranicznego pasa w północno-wschodniej Syrii, a gdy Kurdowie wycofają się, nastąpi rozejm. Władze w Ankarze uważają kurdyjskich bojowników z YPG za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Ekspedycja sił tureckich zmusiła do ucieczki 200 tys. cywilów. Wzbudziła też niepokój wspólnoty międzynarodowej o odrodzenie się Państwa Islamskiego (IS), którego bojownicy są zamknięci w kurdyjskich więzieniach.