Syryjski Airbus A320 od pojawienia się w tureckiej przestrzeni powietrznej był eskortowany przez myśliwce na stołeczne lotnisko Esenboga i zmuszony do lądowania. Wcześniej stacja TRT podawała, że tureckie władze uziemiły samolot, bo podejrzewały, że na pokładzie może znajdować się broń ciężka dla reżimu w Damaszku. Turecki minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu powiedział jedynie, że władze podjęły taką decyzję w związku z informacją, że samolot może transportować "pewien ładunek naruszający zasady lotnictwa cywilnego". Nie sprecyzował jednak, co by to miało być. Minister zaznaczył, że w myśl międzynarodowego prawa Turcja może kontrolować samoloty cywilne, jeśli istnieje podejrzenie, że przewożą one sprzęt wojskowy. Dodał, że takie kontrole będą w przyszłości prowadzone w syryjskich samolotach korzystających z tureckiej przestrzeni powietrznej. Według prywatnej telewizji NTV na pokładzie samolotu lecącego z Moskwy do Damaszku znajdowało się 35 pasażerów. Telewizja TRT podała też, że tureckie władze lotnictwa cywilnego zakazały tureckim samolotom cywilnym korzystania z syryjskiej przestrzeni powietrznej ze względu na sytuację u południowego sąsiada i możliwość retorsji. Turecki samolot, który właśnie wystartował w kierunku Arabii Saudyjskiej, został zmuszony do powrotu do Turcji. Wcześniej tego dnia szef sztabu tureckich sił zbrojnych generał Necdet Ozel, odwiedzając ostrzelaną przed tygodniem miejscowość Akcakale, ostrzegł, że jeśli siły syryjskie będą nadal ostrzeliwać nadgraniczne tereny Turcji, to turecka armia odpowie "z jeszcze większą siłą". W syryjskim ostrzale moździerzowym zginęło pięcioro syryjskich cywilów. Napięcie na linii Ankara-Damaszek osiągnęło poziom nienotowany od początku trwającego od marca 2011 roku krwawego konfliktu wewnętrznego w Syrii.