W ciągu dziesięciu lat trwania wojna w Syrii pochłonęła od 800 tys. do 1 mln ofiar śmiertelnych. 3,5 mln osób zostało zmuszonych do opuszczenia kraju. Aresztowanych pozostaje nadal 50 tys. Syryjczyków. Tylko w mieście Idlib problem przesiedlenia dotknął 45 proc. ludności. 1,5 mln osób żyje w obozach. A to tylko fragment smutnego bilansu dekady konfliktu zbrojnego. Wojna szerzy spustoszenie również w zakresie kapitału ludzkiego. 2,6 mln dzieci w Syrii nigdy nie poszło do szkoły, bo urodziły się w czasie wojny. Aż 80 proc. z nich nie umie pisać ani czytać. Obecnie możliwości edukacji pozbawionych jest 6 mln syryjskich dzieci w wieku szkolnym. Dekada walk oznacza dwa pokolenia Syryjczyków stracone pod względem wykształcenia. Ucieczka ze służb medycznych Problem z kapitałem społecznym pogłębia emigracja wykształconych Syryjczyków. Ok. 3 tys. syryjskich lekarzy wyjechało do pracy w Niemczech. Inni wyemigrowali do Turcji z myślą o lepszej przyszłości dla siebie i swoich rodzin. - W mieście Idlib na 10 tys. pacjentów przypada teraz jeden lekarz - wyjaśniał podczas konferencji Polskiej Misji Medycznej poświęconej 10-leciu konfliktu w Syrii dr M. Mansour Alatrash, założyciel i lekarz Humanitarian Message Organisation z Syrii, pracujący w szpitalu w Idlib. Mansour ukończył studia medyczne w Damaszku, gdzie mieszkał, a później pracował. Jak opowiada, po wybuchu wojny stanął przed wyborem: służyć wbrew swojemu sumieniu systemowi, który zabija Syryjczyków, albo czekać na aresztowanie. Ostatecznie Mansour zdecydował się na wyjazd z Damaszku do Turcji. Do syryjskiego Idlibu przyjechał, aby pomagać. W Idlibie mieszka także dr Abdullach Charaf Eddin. W 2014 roku lekarz uciekł z wojskowych służb medycznych. - Nie chciałem być częścią tej wojny - stwierdza. Abdullach wyjechał do Francji, gdzie mieszkał przez 9 miesięcy. Później wrócił do Syrii. Obecnie pracuje w szpitalu w Idlibie jako lekarz Humanitarian Message Organisation. "To było piekło" Oprócz lekarzy codzienną pomoc mieszkańcom Syrii niosą Białe Hełmy, czyli członkowie Syryjskiej Obrony Cywilnej. Do ich szeregów od 2013 roku należy Ismail Alabdullah, obecnie kierownik zespołu w prowincji Idlib. W Białych Hełmach zaczynał jako 26-letni wolontariusz. W ciągu kilku lat swojej działalności Białe Hełmy uratowały spod gruzów ok. 120 tys. Syryjczyków. Ismail był jednym z członków ekipy ratunkowej, która w 2016 roku wydobyła spod gruzów "cudowne dziecko", pięcioletniego chłopca, który ucierpiał podczas nalotu na jedną z dzielnic miasta Aleppo. Jak odpowiada Ismail, poszukiwania chłopca trwały 19 godzin. Mało kto wierzył wtedy, że spod gruzów zbombardowanego budynku uda się wydobyć kogoś żywego. Udało się, a 9-letni teraz chłopczyk mieszka ze swoją matką w Turcji. Ratownik, który wyciągnął dziecko spod zawalonego budynku, zginął w innej akcji, próbując nieść pomoc ludności cywilnej. Ismail wspomina najtragiczniejsze momenty swojej pracy, związane z nasileniem bombardowań Aleppo w 2014 roku. Białe Hełmy przygotowywały wtedy ucieczkę dziesięciu syryjskich rodzin z miasta. Kiedy transport w bezpieczne miejsce był już gotowy do wyjazdu, rozpoczęło się bombardowanie. Zginęło m.in. dwóch wolontariuszy Białych Chełmów. Po bombardowaniu Ismail znalazł w jednym z aut zwłoki matki z dzieckiem. Obydwoje spłonęli żywcem. - Ten obrazek wraca do mnie każdego dnia - mówi Ismail i określa bombardowania w Aleppo jako piekło. Koronawirus w Syrii W ostatnim roku na problemy kraju targanego wojną nałożyła się pandemia koronawirusa. W Syrii brakuje rzetelnego systemu raportowania liczby zakażeń, w związku z czym nie wiadomo jaką skalę osiągnęła epidemia w tym kraju. Jak dotąd w Syrii stwierdzono łącznie 21 tys. przypadków zakażenia koronawirusem, a 137 osób zmarło. W kraju brakuje testów, a lekarze borykają się z niedoborem maseczek, odzieży ochronnej i sprzętu, w tym aparatury tlenowej. Syria nie może liczyć również na kompleksowy program szczepień. 240 tys. szczepionek przeciwko covid-19 dla tego kraju ma dostarczyć WHO. Preparaty zostaną przeznaczone na szczepienia przedstawiciele służb medycznych, najstarszych obywateli oraz osób przewlekle chorych. Wystarczą dla zaledwie kilku procent populacji. Dominika Pietrzyk