- Nie mam ani krewnych, ani pieniędzy. Wszyscy zaczęli wracać. Jesteśmy już zmęczeni - powiedziała dziennikarzowi CNN Deraa, matka trójki dzieci. - W Syrii zostali ludzie, których znam. Będę tam pomiędzy swoimi. A potem - będzie co będzie. Organizacja Narodów Zjednoczonych już w lipcu informowała, że uchodźcy zaczynają wracać do Syrii. W lipcu wracało 66 osób dziennie, w sierpniu - 129 (dane uśrednione). Od wakacji liczba wracających jest stała i wynosi ponad 100 osób na dzień. Na powrót decydują się m.in. uchodźcy przebywający w Jordanii. Jeśli chcą wrócić, rejestrują się i czekają na busa, którzy odjeżdża z obozu Zaatari. Wielu z nich najpierw konsultuje swoją decyzję z przedstawicielami UNHCR-u (The UN Refugee Agency). - Pierwszą rzeczą, którą im mówię, jest to, że z naszego punktu widzenia w Syrii nie ma "bezpiecznych" miejsc - powiedział Omar, jeden z pracowników UNHCR. - Zaraz potem informuję ich, że jeśli wyjadą z Jordanii, już do niej nie wrócą. To bilet w jedną stronę. Jedną z przyczyn powrotów jest sytuacja finansowa - uchodźcy mieszkający w obozach w Jordanii żyją poniżej granicy ubóstwa. To z tego powodu decydują się wrócić do kraju, gdzie mogą liczyć na pomoc krewnych, którzy nie zdecydowali się na wyjazd. - Jest nam naprawdę trudno - powiedział mężczyzna mieszkający w obozie dla uchodźców w Jordanii, który nie zdecydował się a powrót do Syrii. Wróciła za to jego żona razem z dwójką małych dzieci. Jej rodzice mieszkają w Damaszku. - Moja mała córeczka jest chora, a mnie nie stać na leczenie. W Syrii jej pomogą - wyjaśnił. Major Issam al-Reis, rzecznik FSA Southern Front powiedział, że sytuacja w Syrii coraz bardziej się komplikuje. Ataki z powietrza są coraz częstsze, ginie też coraz więcej cywilów. - Doradzamy uchodźcom, żeby na razie nie wracali, bo w Syrii jest naprawdę bardzo niebezpiecznie.