Jak relacjonuje z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, od kilku dni na granicy syryjsko-libańskiej widać niekończące się kolejki samochodów i tłumy osób, które na piechotę uciekają z Syrii. Syryjczycy ewakuują się przede wszystkim do Libanu, bo dla mieszkańców Damaszku i okolic jest to najkrótsza droga ucieczki. Dla wielu jest to jedyna szansa po tym, jak granicę zamknęła Jordania. Nieliczne obozy dla uchodźców w Libanie nie przyjmują już nowych osób. - Nie mamy już wolnych miejsc, uchodźców i tak jest więcej niż możemy pomieścić. Oni najpierw uciekali przed bronią chemiczną, a teraz uciekają tu do Libanu przed nowym atakiem - mówi jeden z wolontariuszy. Przedstawiciele ONZ przyznają, że kraje graniczące z Syrią nie mają już możliwości przyjmowania nowych uchodźców, ale jednocześnie apelują, by mimo wszystko nie zamykać granic. - To, co widzimy, to całkowita destrukcja państwa syryjskiego. Wiele instytucji nie działa, a ludzie niewiarygodnie cierpią - ci, którzy giną i ci, którzy uciekają. W tych okolicznościach jedyne co można zrobić, to nie zamykać granic dla tych, którzy potrzebują ochrony - podkreśla Wysoki Komisarz ONZ do spraw uchodźców Antonio Guterres. Ocenia się, że od początku wojny w Syrii do Libanu uciekło już co najmniej 708 tysięcy osób. Według ONZ, wojna domowa w Syrii kosztowała życie co najmniej 100 tysięcy osób.