Wtorek, z bilansem 111 zabitych cywilów w prowincji Idlib, był jednym z najbardziej krwawych dni od rozpoczęcia w połowie marca rewolty przeciwko prezydentowi Baszarowi el-Asadowi. Według ONZ w ciągu dziewięciu miesięcy zginęło tam ponad 5 tys. ludzi. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie poinformowało w środę, że dzień wcześniej doszło do "masakry" we wsi Kafr Eid, ponad 330 km na północ od Damaszku. Według tej organizacji "dziesiątki cywilów" zostały tam okrążone przez armię. Obserwatorium poinformowało też, że łącznie w Syrii zginęło we wtorek 123 ludzi: poza Kafr Eid, także w Hims, na środkowym zachodzie kraju. W środę Syryjska Rada Narodowa, zrzeszająca większość ruchów opozycyjnych, wezwała do pilnego zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ i posiedzenia Ligi Arabskiej - jak oświadczono - "w świetle straszliwych masakr" dokonywanych przez reżim Asada na "bezbronnych cywilach w prowincjach Idlib i Hims". Mimo narastającej presji na Damaszek syryjska armia przystąpiła we wtorek do wojskowych manewrów morskich i powietrznych - po raz drugi w ciągu miesiąca. Celem manewrów jest przetestowanie własnych możliwości na wypadek "jakiejkolwiek napaści na ojczystą ziemię" - podała oficjalna agencja SANA.