Wojska rządowe, wspierane przez czołgi, opanowały w niedzielę wioskę Tamanaa, w pobliżu miasta Hama, zamieszkaną przez sunnickich rebeliantów. Według Syryjskiego Obserwatorium ds. Praw Człowieka, wobec mieszkańców wioski zastosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności. "Ponad połowa domów została spalona. Wiele osób rozstrzelano po aresztowaniu; inni, w tym kilka kobiet, zginęli podczas bombardowania" - głosi komunikat. Wioska położona jest w centrum rejonu będącego jednym z ośrodków trwającego od 14 miesięcy powstania przeciwko rządom prezydenta Baszara el-Asada. Analitycy podkreślają, że powtarzające się represje wojsk rządowych przeciwko opozycji stawiają pod znakiem zapytania plan pokojowego rozwiązania konfliktu ogłoszony przez wysłannika ONZ i Ligi Arabskiej Kofiego Annana i formalnie zaaprobowany przez Asada. Represje i rozlew krwi trwają mimo ogłoszonego przez Annana miesiąc temu zawieszenia broni i obecności w Syrii ok. 150 obserwatorów ONZ. Według organizacji Human Rights Watch, wojska rządowe nadal dokonują arbitralnych aresztowań i bezprawnie przetrzymują aktywistów opozycji, w tym także lekarzy, którzy uczestniczyli w dystrybucji pomocy humanitarnej. Od początku obowiązywania planu, miano już zatrzymać co najmniej 780 osób. "Sądzę, że plan Annana przeżywa kryzys i jeśli reakcja społeczności międzynarodowej będzie nadal słaba, to istnieje realne niebezpieczeństwo, że znajdziemy się w impasie" - powiedział w Rzymie Burhan Ghalioun, szef opozycyjnej Syryjskiej Rady Narodowej. Konflikt syryjski zaczyna przenosić się na sąsiedni Liban, gdzie dochodzi do starć między członkami lojalnej wobec Assada mniejszości Alawitów i sunnickiej większości. Assad ma wciąż silną pozycję w tym kraju dzięki sojuszniczemu Hezbollahowi. Wojska syryjskie formalnie wycofały się z Libanu, po 29 latach, w 2005 r. pod naciskiem społeczności międzynarodowej.