Do serii zamachów na siedziby sił bezpieczeństwa w Hims, na zachodzie Syrii, przyznali się dżihadyści z organizacji Dżabhat Fatah al-Szam (dawny Front al-Nusra). Przedstawiciele syryjskiej opozycji w Genewie, m.in. pułkownik Fateh Hasun, którego wypowiedź cytuje agencja Reutera, wskazują, że do ataków doszło na obszarze ściśle kontrolowanym przez syryjskie służby bezpieczeństwa. "Bez przyzwolenia jednych służb, inne siły nie są w stanie przeprowadzić tam jakiejkolwiek operacji" - zaznaczył Hasun. Dodał, że poza dystryktem al-Waer siły wojskowe nie mają dostępu do tego regionu. W jego ocenie reżim w Damaszku zlikwidował w Hims niektórych wojskowych, którzy tak czy inaczej musieliby odpowiadać przed Międzynarodowym Trybunałem w Hadze za swe zbrodnie. "Damaszek wysyła tym samym do opinii publicznej w Syrii i na świecie sygnał, że zabrał się za zwalczanie terroryzmu" - dodał. Główny negocjator ze strony syryjskiej opozycji w Genewie, Nasr al-Hariri oskarżył z kolei w sobotę reżim w Damaszku o próbę zerwania rozmów pokojowych poprzez organizację ataków terrorystycznych. "Chcą za wszelką cenę utrzymać się przy władzy" - powiedział. Atak terrorystyczny w Hims potępił również specjalny wysłannik ONZ ds. Syrii Staffan de Mistura, który uznał go za próbę zniweczenia rozmów pokojowych. "Leży w interesie wszystkich stron, które sprzeciwiają się terroryzmowi i są oddane procesowi pokojowemu w Syrii, by nie pozwolić, żeby takie próby się powiodły" - podkreślono w oświadczeniu wydanym przez biuro de Mistury. Celem kolejnej, czwartej rundy negocjacji w Genewie pod auspicjami ONZ jest zapoczątkowanie procesu dochodzenia do politycznego zakończenia trwającej od sześciu lat wojny między wspieranymi przez Rosję siłami reżimu prezydenta Syrii Baszara el-Asada a oddziałami zbrojnej opozycji syryjskiej, popieranymi m.in. przez Turcję.