Utrzymują oni, że dezerterzy z armii, którzy schronili się w Bab Amro i pomagali bronić tej dzielnicy, gdzie regularnie odbywają się uliczne demonstracje przeciwko autokratycznym rządom Baszara el-Asada, wycofali się przed siłami lojalnymi wobec prezydenta. - Siły te szturmują domy, aresztują ludzi, lecz w Bab Amro niewielu zostało - powiedział Reuterowi przez telefon opozycyjny aktywista Raed Ahmad. Wg niego proasadowscy ochotnicy mają furgonetki i plądrują budynki. Wg opozycji 17 osób zginęło w ciągu ostatniej doby w ofensywie sił rządowych w Hims, na zachodzie kraju. To położone 160 km na północ od Damaszku miasto, które liczy ok. 800 000 ludzi, jest w ostatnich tygodniach miejscem najgwałtowniejszych aktów przemocy. Jest też głównym miejscem protestów przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada. Syryjskie władze zakazały niezależnym mediom wstępu do Hims, toteż, jak pisze Reuters, nie ma możliwości sprawdzenia, co się dzieje w mieście. Według ONZ od rozpoczęcia w marcu protestów przeciwko Asadowi w Syrii zginęło ponad 3 tys. osób. Władze twierdzą z kolei, że islamscy bojownicy i gangi inspirowane z zagranicy zabiły 1,1 tys. członków służb bezpieczeństwa.