W kraju trwa wojna domowa. Rząd nie kontroluje całości terytorium kraju, a rebelianci bojkotują głosowanie. Głosowanie jest możliwe jedynie na terenach kontrolowanych przez siły wierne al-Asadowi, który brutalnie tłumiąc prodemokratyczne protesty przeciwko sobie doprowadził do coraz krwawszej wojny domowej w całym kraju. Głosowanie zapewne wygra prezydent. Będzie to jego trzecia kadencja. Wcześniej jego władzę potwierdzano w sfabrykowanych referendach, a żeby mógł objąć urząd po ojcu zmieniono konstytucję. Teraz w syryjskich wyborach bierze udział trójka kandydatów, ale dwóch jest marionetkowych. Prócz prezydenta Baszara al-Asada o fotel prezydenta walczą dwaj mało znani parlamentarzyści - Maher Abdul Hafiz Hadżar oraz Hassan bin Abdullah al-Nuri. Przez ostatnie tygodnie w Syrii widać było jedynie zmasowaną kampanię prezydenta Asada. Dwóch jego konkurentów było niemal niewidocznych. Syryjska opozycja, zarówno ta w kraju jak i na emigracji, zaapelowała do rodaków o bojkot wyborów. Wiadomo, że w miejscach kontrolowanych przez syryjski reżim dojdzie do głosowania, ale w regionach, które są pod kontrolą zbrojnych bojówek opozycji, prawdopodobnie w ogóle nie zostaną otwarte lokale do głosowania. Według syryjskich władz, w ubiegłą środę niemal 95 proc. Syryjczyków, którzy żyją na emigracji, oddało głosy w ambasadach na całym świecie. Światowe media równocześnie jednak informowały, że wielu uchodźców w Turcji, Libanie czy Jordanii zbojkotowało wybory. Syryjska wojna kosztowała jak dotąd życie co najmniej 150 tysięcy osób i wygnała z domów 10 milionów osób. Dzisiaj równocześnie z wyborami trwają bombardowania Aleppo.