Wizytę potwierdziła rosyjska agencja Interfax, powołując się na rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa. Ma ona najpewniej związek z napiętą sytuacją na Bliskim Wschodzie po piątkowym zabójstwie irańskiego generała Kasema Sulejmaniego przez wojska amerykańskie. Rosja jest sojusznikiem Syrii w regionie, a interwencja wojsk rosyjskich w 2015 roku pozwoliła na utrzymanie się Asada u władzy. Od tego czasu Rosjanie stacjonują w bazie Hmejmim w prowincji Latakia. Przed trzema laty baza została wydzierżawiona wojskom dowodzonym na Kremlu na kolejne 49 lat. Oprócz tego Rosjanie dysponują w Syrii bazą wojskową w położonym nad Morzem Śródziemnym mieście Tartus. Tymczasem oddziały amerykańskie mają swoją bazę we wschodniej Syrii, co oznacza, że kraj ten jest potencjalnym miejscem konfliktu z Iranem, również syryjskim sojusznikiem. Po zabójstwie szefa milicji szyickich i elitarnej jednostki Al-Kuds nastroje w Teheranie są bardzo bojowe. Irańczycy zapowiadają zemstę na obywateli i obiekty USA w różnych miejscach. Pieskow powiedział, że Putin odwiedził rosyjskie stanowisko dowodzenia w Damaszku, otrzymał też raport wojskowy na temat sytuacji w różnych regionach Syrii. "W trakcie rozmowy z Asadem Putin zauważył, że pokonano wielki dystans, jeśli chodzi o przywrócenie państwowości i integralności terytorialnej Syrii" - stwierdził rzecznik Kremla. Jak dodał, syryjski prezydent "wyraził wdzięczność za pomoc Rosji i rosyjskich wojskowych w walce z terroryzmem i przywróceniu spokojnego życia w Syrii". Przypomnijmy, że parlament Iraku uchwalił własnie rezolucję, która wzywa rząd, aby podjął działania mające doprowadzić do zakończenia obecności wszystkich zagranicznych żołnierzy w tym kraju. Iracki premier nazwał zabicie Sulejmaniego w Bagdadzie "pogwałceniem suwerenności Iraku", które "uruchomi niszczycielską wojnę w Iraku, regionie i na świecie".